Francuzi o aborcji. Sondaż na dzień przed decyzją parlamentu o rozszerzeniu aborcji do 14 tygodnia życia dziecka poczętego

Aborcja bez granic. Foto: Facebook Dziewuchy Dziewuchom
Aborcja bez granic. Foto: Facebook Dziewuchy Dziewuchom
REKLAMA

Projekt ustawy o przedłużeniu legalnego dostępu do aborcji będzie przedmiotem debaty we francuskim Zgromadzeniu Narodowym w czwartek 8 października. W związku z tym na zlecenie stowarzyszenia Alliance Vita, IFOP przeprowadził sondaż na remat tego jak aborcję postrzegają Francuzi.

Sondaż jest jak na Francję bezprecedensowy. Przez ostatnie lata trwało utrwalanie w świadomości tubylców, że zabijanie nienarodzonego dziecka jest „fundamentalnym prawem” kobiet. Zwolenicy aborcji skorzystali z pandemii koronawirusa i złożyli projekt jej rozszerzenia z 12 do 14 tygodnia od poczęcia. Dodatkowo w przypadku „depresji psycho-społecznej” można by zabijać nienarodzone dziecko praktycznie nawet do końca ciąży.

Sondaż na temat „Francuzów i aborcji” w przeddzień debaty parlamentarnej pokazuje, że urabianie społeczeństwa jednak nie przynosi aż takich wyników jak by się świat „postępu” spodziewał.

REKLAMA

51% Francuzów uważa, że ​​liczba aborcji wykonywanych każdego roku we Francji jest „niepokojąca”. W 2019 roku padł tu kolejny „rekord” i wykonano 232 200 aborcji przy liczbie 753 000 narodzin. Francuzi wydają się tu szczególnie podzieleni. Co prawda w 2016 roku liczbą aborcji niepokoiło się jeszcze 52%. Jednak przy tak zmasowanej propagandzie proaborcyjnej, „uspokojono” tylko 1% społeczeństwa.

51% uważa sytuację za „niepokojącą, ponieważ aborcja pozostaje czynem, którego należy unikać.” 49% (48% w 2016 r.) uważa, że ​​sytuacja jest… „normalna”, ponieważ aborcja to prawo kobiet.

Aborcja jest złem

Jeszcze ciekawszy wynik dotyczy negatywnych skutków aborcji dla kobiet. Tutaj 92% Francuzów uważa, że ​​„aborcja pozostawia psychologiczne ślady, z którymi kobietom trudno jest żyć.” Opinia powszechna, ale warto ją skonfrontować z propagandowym „rozgrzeszaniem” takich czynów. We Francji praktycznie zakazano możliwości działania stowarzyszeń pro-life, aby nie „wiktymizować” kobiet. Za pikiety przed klinikami aborcyjnymi grożą wysokie kary, a próby ostrzegania kobiet przed takim czynem w internecie są cenzurowane.

92% ankietowanych nie ma jednak wątpliwości, ​że aborcja pozostawia u kobiety psychiczne ślady. Ciekawe, że w 2016 roku podobnego zdania było tylko 89% ankietowanych. W dodatku rządowe strony internetowe, które uczyniono podstawowym źródłem wiedzy na ten temat, twierdzą coś innego.

Opinie Francuzów są sprzeczne z tym, co usiłuje udowodniać rząd – komentuje ten wynik Caroline Roux ze stowarzyszenia Alliance Vita dla „Le Figaro”. Ginekolog Philippe Faucher, cytowany na stronie ivg.gouv.fr, zapewnia, że ​​„nie ma długoterminowej psychologicznej konsekwencji aborcji”. Zaleca po prostu konsultacje z psychologiem. Wydaje się, że „doświadczenie społeczne” jest tu jednak inne.

Sondaż pokazuje też, że 73% Francuzów uważa, że ​​„społeczeństwo powinno zrobić więcej, aby pomóc kobietom uniknąć przerywania ciąży”. Tutaj też nastąpił od 2016 roku wzrost takich opinii o 1%. Wychodzi na to, że Francuzi postrzegają aborcję generalnie jako zło i są znacznie bardziej konserwatywni od swojego rządu. Politycy lewicy realizują tu po prostu nie tyle postulaty społeczne, co narzucają rozwiązania ideologiczne.

Wskazuje to też wynik pytania o tzw. „okres refleksji” przed aborcją. Został on zniesiony. Tymczasem 84% Francuzów postrzega go pozytywnie. Chcieliby, żeby rządowy portal nie tylko zawierał techniczne szczegóły dokonywania aborcji, ale też przedstawiał możliwość uzyskania pomocy społecznej, psychologicznej i finansowej dla kobiet w ciąży.

Zapobieganie, a nie wspieranie aborcji

88% ankietowanych jest za badaniem przyczyn i skutków wyboru aborcji w celu jej zapobiegania. Jedna wykonywana aborcja na trzy przypadki narodzin dzieci, wyraźnie niepokoi Francuzów. Wysoki wskaźnik aborcji stawia ten kraj w niezbyt chlubnej „światowej czołówce”.

Caroline Roux wskazuje, że podczas gdy wskaźniki aborcji rosną z roku na rok, nie ma programów jej zapobiegania. Rząd zapędził się w jej ułatwienia, a tymczasem wzrost liczby zabitych nienarodzonych dzieci do niemal ćwierć miliona rocznie, jest klęską trwającej od lat promocji antykoncepcji. Im więcej antykoncepcji i programów kierowanych do coraz młodszych grup, tym więcej niechcianych ciąż. Doszło więc do tego, że aborcję traktuje się coraz bardziej jako formę przedłużenia antykoncepcji, a banalizacja zła postępuje.

Źródło: Le Figaro

REKLAMA