Eksperci nie potrafią tego wyjaśnić. „W czasie pandemii pobito 9 rekordów świata w biegach długodystansowych”

Obrazek ilustracyjny. Foto: pixabay
Obrazek ilustracyjny. Foto: pixabay
REKLAMA

Poprawione w dobie pandemii koronawirusa rekordy świata i Europy w biegach długich wzbudzają u ekspertów duże emocje. Jedni twierdzą, że powodem jest brak kontroli antydopingowych, inni – tak jak sędzia międzynarodowy Janusz Rozum – że mamy do czynienia z postępem technologicznym.

Dziewięć rekordów świata i cztery Europy padły w tym skróconym i bardzo dziwnym dla lekkoatletów sezonie. Sezonie, w którym były ograniczone możliwości treningowe i startowe. Wiele imprez odwołano, wiele ośrodków było zamkniętych. To jednak nie przeszkodziło długodystansowcom osiągnąć postęp na miarę rekordów.

Najwięcej najlepszych wyników w historii ustanowili biegacze z Ugandy, Kenii i Etiopii, czyli nacji, które od lat królują na dystansach długich i w rywalizacji ulicznej. Nie jest tajemnicą, że właśnie w tych krajach możliwości treningu były lepsze niż chociażby w Europie. Władze tych państw nie podchodziły tak poważnie do pandemicznych restrykcji, a i warunki treningowe dla lekkoatletów są tam dużo lepsze.

REKLAMA

Widać było głód biegania

Ale pandemia spowodowała też całkowicie inne podejście do sezonu. O tym mówił chociażby rekordzista Europy w biegu na 400 m ppł Karsten Warholm. Norweg zamiast 20 startów miał ich dziewięć.

„A to oznacza, że na każdy mityng czekałem jeszcze bardziej zmotywowany. Wiedziałem, że okazji do poprawy wyników nie będzie wiele. Moje ciało było też bardziej wypoczęte, mniej podróżowałem” – powiedział w jednym z wywiadów.

Na ten sam aspekt zwrócił uwagę menedżer polskich lekkoatletów, jeden z organizatorów niedawnych mistrzostw świata w półmaratonie w Gdyni Marcin Fudalej.

„W zawodnikach było widać głód biegania. Oni po prostu byli tak zadowoleni z tego, że w ogóle mogą startować, doszło do rywalizacji, są świadkami namiastki normalności, że po prostu nogi ich same niosły. To też jest moim zdaniem powód lepszych wyników. Organizmy nie były tak wyczerpane ciągłymi startami, a chęć rywalizacji i pokazania się była większa niż dotychczas” – powiedział.

Technologia pędzi do przodu

Rozum, sędzia międzynarodowy także przy biegach ulicznych, zwraca uwagę na aspekt technologiczny. Zresztą nowy model butów wyprodukowanych przez jedną z firm wzbudza wiele emocji już od dawna.

„Na razie World Athletics jest bezradne. Dosłownie co kilka dni wychodzą nowe przepisy, które mówią nam sędziom, na co mamy zwrócić uwagę. Ale to w dużej mierze fikcja, bo jak ja mam rozpoznać, czy dany but ma 40 mm podeszwę czy 50 mm? Nie mamy nawet odpowiednich przyrządów do mierzenia tego” – zaznaczył.

I faktycznie. Na oficjalnej stronie World Athletics można znaleźć aktualne przepisy dotyczące obuwia. Są tam wymienione konkretne grubości, nazwy modeli butów dozwolonych itd. W sumie są to trzy kilkustronicowe pliki, które zmieniają się… co kilka dni. Ostatnia aktualizacja jest z… 15 października.

Kwestia butów?

„Nie jesteśmy w stanie nadążyć. Ten rok to też dla nas trochę zbawienie, ponieważ nie było tych zawodów zbyt wiele. Nie było też okazji do tego, by firmy jeszcze bardziej rozwijały buty do biegania. Pandemia ten postęp technologiczny trochę zatrzymała, ale spodziewam się, że znowu ten temat wróci” – zaznaczył.

Zdaniem Rozuma nie ma żadnych wątpliwości, że rekordy świata i Europy, jakie w ostatnim czasie padały w biegach ulicznych to właśnie kwestia butów.

„Nie można tego jednak nazwać dopingiem technologicznym, bo doping to coś zakazanego, a to jest dozwolone. Bardziej mówmy tu o postępie. Postępie, który musi w końcu wejść w jakieś ramy. I tak z pewnością będzie, tylko na to trzeba też czasu. Przecież kiedyś sprinterzy próbowali biegać z 50 kolcami w butach. Gdy zwrócono uwagę na to, że to pomaga w uzyskiwaniu lepszych wyników, ustalono konkretną liczbę kolców, ich długość itp. To oczywiście trwało, ale ostatecznie teraz nikt na ten temat już nie dyskutuje, bo przepisy są jasne” – zaznaczył.

Reżim antydopingowy złagodniał

Teraz lekkoatleci startujący w biegach ulicznych (mowa tu o tzw. elicie) mają obowiązek przed startem wypełnić odpowiedni formularz, w którym deklarują, w jakim modelu buta będą biegać. Sędziowie mają – teoretycznie – obowiązek to sprawdzić. Tak samo jak grubość podeszwy, bo to właśnie w niej „kryje się postęp”.

„Tylko jak to robić, jeśli nie mamy odpowiednich do tego przyrządów? Trzeba być naprawdę ekspertem od obuwia, żeby znać się na każdym modelu. Nie jesteśmy w stanie tego kontrolować do tego stopnia, jak to powinno być” – podkreślił Rozum.

Obok jednak głosów, które mówią o nowych bodźcach treningowych, butach, głodzie rywalizacji, pojawiają się też takie, które wprost sugerują… doping.

„System kontrolny był na całym świecie przez wiele miesięcy praktycznie wyłączony. A już wcześniej nie działało to wcale tak, jak powinno. W trakcie tzw. lockdownu dochodziło prawdopodobnie do sytuacji, w której sportowcy wykorzystywali możliwości farmakologiczne. Oczywiście zawsze zdarzały się rekordy, ale w takim wymiarze jak ostatnio bywało to bardzo rzadko. To rzuca się w oczy i wzbudza duże wątpliwości” – powiedział światowy ekspert ds. dopingu Fritz Soergel.

PAP/PJ

REKLAMA