Dr Zbigniew Martyka pisze o pandemii strachu, która opanowała nie tylko Polskę, ale jak się zdaje niemal cały świat. – Ze zdrowym rozsądkiem ma to niewiele wspólnego – pisze lekarz.
Ordynator oddziału zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej pisze o tym, że na początku można było podejmować pewne kroki, bo nie wiedzieliśmy z jakim zagrożeniem mamy do czynienia. Obecnie jednak nie ma to żadnego uzasadnienia w faktach.
– W przypadku Covid-19 okazało się, że śmiertelność średnio na świecie nie przekracza setnych części procent. W Polsce na Covid-19 zmarło kilkakrotnie mniej, niż w tym samym czasie na zapalenie płuc – pisze dr Zbigniew Martyka.
Gorszy stan w czasie grypy
Dr Martyka pisze o tym, iż w ciągu ostatnich kilku miesięcy spotkał się z wieloma pacjentami zakażonymi COVID-19, które jednak nie były ciężko chore. – Ponad 95 % miało albo lekkie objawy, ustępujące po 1-3 dniach, albo nie wykazywała w ogóle żadnych objawów – wskazuje.
Ordynator nie neguje oczywiście faktu, że u tych kilku procent występowały ciężkie objawy, część z nich wymagała hospitalizacji, a jeszcze mniejsza część podłączenia do respiratora.
– Nie tylko z mojej obserwacji, ale także z wymiany doświadczeń z wieloma moimi kolegami – głównie lekarzami rodzinnymi – wynika, że w czasie zachorowań grypowych stan pacjentów był zdecydowanie bardziej poważny. Były to w większości osoby naprawdę chore, bardzo osłabione, wysoko gorączkujące, a ich normalna, codzienna aktywność, była wyłączona na kilka lub kilkanaście dni – dodaje.
COVID-19 jak inne infekcje?
Dr Zbigniew Martyka przypomina, że przez lata mieliśmy do czynienia z wieloma infekcjami wirusowymi, a wiele z nich jest bardziej śmiertelnych. Nikt jednak z tego powodu nie wzbudzał szczególnej paniki.
– Pamiętam, jak zaczęły się zachorowania na HIV. Początkowo ludzie byli naprawdę przestraszeni. Obawiali się, że zakażą się jeśli dotkną klamki, którą przed chwilą dotykał pacjent z HIV. I co wówczas robiono? Nakręcano panikę? Zarządzano kwarantanny? Czy podawano w mediach, ile nowych przypadków wykryto każdego dnia? Czy wirusa nazywano „śmiertelnym wirusem”? Nie – przypomina Martyka.
– I władze, i pracownicy medyczni zachowywali się wówczas zupełnie normalnie. Starano się ludzi uspokoić, wytłumaczyć, że jest to choroba infekcyjna jak wiele innych i oczywiście należy zachować pewną ostrożność, ale nie wolno wpadać w panikę. To były normalne czasy. Nie było „zapotrzebowania politycznego” na eskalowanie pandemii strachu, zupełnie inaczej niż w chwili obecnej – dodaje.
– Na inne choroby zakaźne umiera ponad 90% osób, a zakwalifikowanych jako Covid – poniżej 10% – podkreśla dr Martyka. I dodaje: Natomiast przekaz medialny jest taki, że mamy się bać tych kilku procent, a nie musimy się przejmować innymi zakażeniami, które są odpowiedzialne za ponad 90% zgonów spowodowanych chorobami zakaźnymi.
– Niezbędne jest w tym przypadku uświadomienie, że zakażenie Covid może być przysłowiowym „gwoździem do trumny” u osób schorowanych, ale praktycznie samo w sobie nie prowadzi do śmierci – podkreśla ordynator oddziału zakaźnego.
Paraliż służby zdrowia
Dr Zbigniew Martyka zauważa, że w walce z mniemaną pandemią koronawirusa sparaliżowano służbę zdrowia i gospodarkę, pozbawiono ludzi firm będących często dorobkiem życia, a także zamrożono stosunki społeczne. To wszystko przyniosło opłakane skutki, które przewyższają uzyskane korzyści.
– Być może uchroniono (a właściwie – odwleczono w czasie) zakażenie jakiegoś procenta osób. W miejsce tego pozbawiono zdrowia, a niejednokrotnie życia, o wiele więcej ludzi. Terapia okazała się gorsza niż choroba – podkreśla dr Martyka.
I wskazuje: Na co dzień spotykam się z sytuacjami, że chorzy pacjenci nie mogą się dostać do lekarza, jeśli mają podwyższoną temperaturę ciała. Są odsyłani z kwitkiem w formie „teleporady”, bez badania fizykalnego, bez badań analitycznych, obrazowych.
O co chodzi?
– Czy warto więc tak bardzo dezorganizować normalne życie, normalne funkcjonowanie służby zdrowia, aby osiągnąć wyimaginowaną korzyść zdrowotną w nielicznych, pojedynczych przypadkach, poświęcając pod wieloma względami dużo większe grupy ludzi? – pyta dr Martyka.
I zadaje pytanie: O co więc chodzi? Bo ze zdrowym rozsądkiem, a zwłaszcza z medyczną zasadą „primum non nocere” (przede wszystkim nie szkodzić) – ma to niewiele wspólnego. Jak podkreśla wzbudzanie paniki i strachu przed wirusem nikomu nie pomaga.
– Nawet samo podawanie liczb nowo zakażonych lub zmarłych osób jest sposobem manipulacji i straszenia. Średnio w ciągu doby umiera w Polsce ok. 1100 osób. I o tym się nie mówi w mediach. Natomiast słyszymy, że zmarło 8 osób z powodu Covida (tak naprawdę nie wiadomo, czy rzeczywiście z powodu Covida, bo sekcji się u nas w tych przypadkach nie robi) – podkreśla dr Martyka.
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1071806696567902&id=100012157448777