Dr Martyka o COVID-19: W czasie zachorowań grypowych stan pacjentów był zdecydowanie bardziej poważny

Dr Zbigniew Martyka. / foto: YouTube
Dr Zbigniew Martyka. / foto: YouTube
REKLAMA

Dr Zbigniew Martyka pisze o pandemii strachu, która opanowała nie tylko Polskę, ale jak się zdaje niemal cały świat. – Ze zdrowym rozsądkiem ma to niewiele wspólnego – pisze lekarz.

Ordynator oddziału zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej pisze o tym, że na początku można było podejmować pewne kroki, bo nie wiedzieliśmy z jakim zagrożeniem mamy do czynienia. Obecnie jednak nie ma to żadnego uzasadnienia w faktach.

W przypadku Covid-19 okazało się, że śmiertelność średnio na świecie nie przekracza setnych części procent. W Polsce na Covid-19 zmarło kilkakrotnie mniej, niż w tym samym czasie na zapalenie płuc – pisze dr Zbigniew Martyka.

REKLAMA

Gorszy stan w czasie grypy

Dr Martyka pisze o tym, iż w ciągu ostatnich kilku miesięcy spotkał się z wieloma pacjentami zakażonymi COVID-19, które jednak nie były ciężko chore. – Ponad 95 % miało albo lekkie objawy, ustępujące po 1-3 dniach, albo nie wykazywała w ogóle żadnych objawów – wskazuje.

Ordynator nie neguje oczywiście faktu, że u tych kilku procent występowały ciężkie objawy, część z nich wymagała hospitalizacji, a jeszcze mniejsza część podłączenia do respiratora.

Nie tylko z mojej obserwacji, ale także z wymiany doświadczeń z wieloma moimi kolegami – głównie lekarzami rodzinnymi – wynika, że w czasie zachorowań grypowych stan pacjentów był zdecydowanie bardziej poważny. Były to w większości osoby naprawdę chore, bardzo osłabione, wysoko gorączkujące, a ich normalna, codzienna aktywność, była wyłączona na kilka lub kilkanaście dni – dodaje.

COVID-19 jak inne infekcje?

Dr Zbigniew Martyka przypomina, że przez lata mieliśmy do czynienia z wieloma infekcjami wirusowymi, a wiele z nich jest bardziej śmiertelnych. Nikt jednak z tego powodu nie wzbudzał szczególnej paniki.

Pamiętam, jak zaczęły się zachorowania na HIV. Początkowo ludzie byli naprawdę przestraszeni. Obawiali się, że zakażą się jeśli dotkną klamki, którą przed chwilą dotykał pacjent z HIV. I co wówczas robiono? Nakręcano panikę? Zarządzano kwarantanny? Czy podawano w mediach, ile nowych przypadków wykryto każdego dnia? Czy wirusa nazywano „śmiertelnym wirusem”? Nie – przypomina Martyka.

I władze, i pracownicy medyczni zachowywali się wówczas zupełnie normalnie. Starano się ludzi uspokoić, wytłumaczyć, że jest to choroba infekcyjna jak wiele innych i oczywiście należy zachować pewną ostrożność, ale nie wolno wpadać w panikę. To były normalne czasy. Nie było „zapotrzebowania politycznego” na eskalowanie pandemii strachu, zupełnie inaczej niż w chwili obecnej – dodaje.

Na inne choroby zakaźne umiera ponad 90% osób, a zakwalifikowanych jako Covid – poniżej 10% – podkreśla dr Martyka. I dodaje: Natomiast przekaz medialny jest taki, że mamy się bać tych kilku procent, a nie musimy się przejmować innymi zakażeniami, które są odpowiedzialne za ponad 90% zgonów spowodowanych chorobami zakaźnymi.

Niezbędne jest w tym przypadku uświadomienie, że zakażenie Covid może być przysłowiowym „gwoździem do trumny” u osób schorowanych, ale praktycznie samo w sobie nie prowadzi do śmierci – podkreśla ordynator oddziału zakaźnego.

Paraliż służby zdrowia

Dr Zbigniew Martyka zauważa, że w walce z mniemaną pandemią koronawirusa sparaliżowano służbę zdrowia i gospodarkę, pozbawiono ludzi firm będących często dorobkiem życia, a także zamrożono stosunki społeczne. To wszystko przyniosło opłakane skutki, które przewyższają uzyskane korzyści.

Być może uchroniono (a właściwie – odwleczono w czasie) zakażenie jakiegoś procenta osób. W miejsce tego pozbawiono zdrowia, a niejednokrotnie życia, o wiele więcej ludzi. Terapia okazała się gorsza niż choroba – podkreśla dr Martyka.

I wskazuje: Na co dzień spotykam się z sytuacjami, że chorzy pacjenci nie mogą się dostać do lekarza, jeśli mają podwyższoną temperaturę ciała. Są odsyłani z kwitkiem w formie „teleporady”, bez badania fizykalnego, bez badań analitycznych, obrazowych.

O co chodzi?

Czy warto więc tak bardzo dezorganizować normalne życie, normalne funkcjonowanie służby zdrowia, aby osiągnąć wyimaginowaną korzyść zdrowotną w nielicznych, pojedynczych przypadkach, poświęcając pod wieloma względami dużo większe grupy ludzi? – pyta dr Martyka.

I zadaje pytanie: O co więc chodzi? Bo ze zdrowym rozsądkiem, a zwłaszcza z medyczną zasadą „primum non nocere” (przede wszystkim nie szkodzić) – ma to niewiele wspólnego. Jak podkreśla wzbudzanie paniki i strachu przed wirusem nikomu nie pomaga.

Nawet samo podawanie liczb nowo zakażonych lub zmarłych osób jest sposobem manipulacji i straszenia. Średnio w ciągu doby umiera w Polsce ok. 1100 osób. I o tym się nie mówi w mediach. Natomiast słyszymy, że zmarło 8 osób z powodu Covida (tak naprawdę nie wiadomo, czy rzeczywiście z powodu Covida, bo sekcji się u nas w tych przypadkach nie robi) – podkreśla dr Martyka.

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1071806696567902&id=100012157448777

REKLAMA