Wybory prezydenckie w USA. Joe Biden nadal faworytem, ale szanse Donalda Trumpa rosną

Donald Trump i Joe Biden
Donald Trump i Joe Biden. / Zdjęcie: YT/abc7
REKLAMA

Kandydat Demokratów nadal utrzymuje wyraźną przewagę sondażowa nad prezydentem. Mimo prognoz niekorzystnych dla Trumpa media coraz częściej przyznają iz może on wygrać wybory.

Grupa badawcza FiveThirtyEight, która śledzi wyniki sondażowe we wszystkich stanach i przedstawia łączne prognozy, w ostatnich podaje, iż na Joe Bidena zamierza głosować aż 52 procent Amerykanów, a na Donalda Trumpa tylko 42,9 procent,. To daje kandydatowi dużą przewagę, większą niż ta, którą miała Hillary Clinton. O tym kto zostanie prezydentem decydują głosy w poszczególnych stanach, a nie w całych USA, ale i tak w stanach, które uchodzą za kluczowe – Joe Biden utrzymuje spora przewagę.

Tymczasem coraz częściej pojawiają się głosy, iż to jednak Donald Trump zostanie zwycięzcą wyborów. Być może media chcą zachować ostrożność i nie powtarzać kompromitacji z 2016 roku kiedy to zgodnie wieściły klęskę Trumpa. Być może jednak sondaże zaciemniają obraz i mają tylko zniechęcić wyborców niezależnych do głosowania na przegranego, czyli Trumpa. Portal Hill podaje jednak konkretne powody, dla których mimo bardzo niekorzystnych sondaży, to jednak Trump może ponownie zasiąść w Białym Domu.

REKLAMA

„Jeśli w tym roku znów okazałby się niespodziewanym wygranym, to następujące powody będą przywoływane, by wyjaśnić jego zwycięstwo” – pisze w niedzielę na łamach portalu „The Hill” Niall Stanage.

Za pierwszą z przyczyn ewentualnej reelekcji prezydenta uznaje kampanię opartą na pukaniu od drzwi do drzwi oraz dzwonieniu do wyborców. W ten sposób sztab Republikanina skontaktował się już z ponad 150 mln wyborców, w czym pomaga armia ponad 2,5 mln wolontariuszy. To rekordowe liczby w historii amerykańskich wyborów, wyższe niż w kampaniach Baracka Obamy.

Stanage zauważa, że niektórzy stratedzy kwestionują skuteczność tak bezpośredniego kontaktu z wyborcą w czasie, gdy można to zrobić w mediach społecznościowych. Taką strategię broni jednak szef sztabu wyborczego Trumpa Bill Stepien. „To my prowadzimy prawdziwą kampanię” – deklaruje.

Za drugą przyczynę potencjalnego zwycięstwa Republikanina Stanage uważa niewystarczającą mobilizację elektoratu czarnoskórych, w większości sprzyjającego Demokratom. „Spadek frekwencji wśród czarnoskórych był jednym z głównych powodów, dla których Clinton przegrała w 2016 roku” – zauważa publicysta „The Hill”. Dotyczyło to szczególnie wielkich aglomeracji Środkowego Zachodu.

„Trump skoncentrował się na czarnoskórych wyborcach w stopniu niespotykanym u republikańskich kandydatów na prezydenta” – pisze Stanage. Starsi wyborcy murzyńscy dalej mocno związani są z Demokratami, ale jak wykazuje badanie Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles poparcie dla przywódcy USA wśród czarnoskórych w wieku od 18 do 44 lat wzrosło z 10 procent w 2016 roku do 21 w 2020.

Jako trzeci powód możliwej porażki kandydata Demokratów Joe Bidena Stanage wymienia szeroko opisywaną kwestię „nieśmiałego wyborcy”. Jak wykazują badania, sympatycy Trumpa relatywnie rzadziej ujawniają swoje prawdziwe polityczne przekonania ankieterom. Przez to wiele sondaży ma być niewiarygodnych.

„Istnieje teoria, że zwycięstwo Trumpa w 2016 roku było oparte na wysokiej frekwencji na słabo zaludnionych terenach niektórych kluczowych stanów. Jest dość prawdopodobne, że tacy wyborcy nie są uwzględniani w sondażach, ani przedstawiani w medialnych narracjach” – przekonuje Stanage.

Za czwarty możliwy powód analityk uznaje przewagę Republikanów w liczbach zarejestrowanych wyborców w kluczowych stanach, co jest „szczególnym źródłem pewności siebie w obozie Trumpa”.

I tak od sierpnia na Florydzie Republikanie zarejestrowali o ponad 100 tys. wyborców więcej niż Demokraci. W Pensylwanii GOP ma przewagę ok. 70 tys. W 2016 roku w analogicznym przedwyborczym okresie to Partia Demokratyczna rejestrowała więcej wyborców na Florydzie i w Pensylwanii.

Ostatnią, piątą przyczyną ewentualnego triumfu Trumpa może być, według Stanage, utrzymanie przez prezydenta poparcia wśród Latynosów. Cztery lata temu obecny gospodarz Białego Domu uzyskał mniej więcej co czwarty głos wśród tej społeczności. Sondaże wykazują, że w tym roku może liczyć na podobny wynik.

Głosy latynoskie są szczególnie ważne na Florydzie, „wahającym się” stanie z 29 głosami elektorskimi. Półwysep ten zamieszkany jest przez liczną społeczność kubańską, która ma w większości zdecydowanie antykomunistyczne poglądy. W 2016 roku Demokratka Hillary Clinton wygrała tu wśród wyborców latynoskich z przewagą 27 punktów procentowych. W tym roku, zgodnie z wrześniowymi badaniami dla stacji NBC News i Quinnipiac University, Trump powinien przekonać do siebie więcej Latynosów na Florydzie niż Biden.

REKLAMA