Szefowie Facebooka, Twittera i Google’a walczą o bezkarność. Chcą nadal cenzurować i decydować o tym co może ukazać się w sieci

Trwa walka lewicy z wolnością słowa. Dziennik
Trwa walka lewicy z wolnością słowa. Dziennik "The Guardian" piętnuje ludzi za samo tylko założenie konta na Parlerze. .foto: pixabay
REKLAMA

Szefowie 3 wielkich firm internetowych opublikowali oświadczenia przed przesłuchaniem w Kongresie, które dotyczyć ma ich praktyk monopolistycznych i cenzorskich. Twierdzą, że nałożenie na ich firmy odpowiedzialności za publikowane treści zniszczy media społecznościowe.

Przesłuchanie w Kongresie jest efektem bezprecedensowej akcji cenzorskiej podjętej przez Facebook i Twittera, które chcą wpłynąć na wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych. Firmy niemal całkowicie uniemożliwiły dystrybucję w sieci artykułów dziennika „New York Post”, który donosił o ogromnej korupcji w rodzinie Joe Bidena, kandydata Demokratów na prezydenta. Teksty o tym jak jego syn, a także on byli opłacani przez ukraińskie i chińskie firmy opublikowała najstarsza gazeta w USA i jedna z 5 największych. Pretekstem było to jakoby informacje podawane przez „New York Post” są niezweryfikowane. Twitter posunął się nawet do tego, że zablokował konto rzecznik Białego Domu.

W odpowiedzi na te cenzorskie akcje. prezesów firm na przesłuchanie wezwała Senacka Komisja Handlu. Tematem jej obrad ma być m.in obowiązywanie tzw. rozporządzenia 230. Sprawia ono, że portale społecznościowe nie ponoszą odpowiedzialności za treści publikowane przez użytkowników. Traktowane są więc jak firmy infrastrukturalne – np. operatorzy komórkowi, którzy oczywiście nie odpowiadają za treść rozmów przez telefon, czy poczta, która nie może być obwiniana za to co jest napisane w listach.

REKLAMA

Wszystko w miarę sprawnie działało dopóki media społecznościowe zachowywały neutralność i nie ingerowały w treści. Oczywiście zawsze pojawiały się problemy dotyczące tego jak reagować, gdy ktoś w sieci popełnia wprost przestępstwo – np. sprzedaje za jej pośrednictwem narkotyki, albo nawołuje np. do napadów.

Media społecznościowe i Internet szybko stały się też wielkim narzędziem politycznym i wtedy Google, Twitter i Facebook zaczęły wykorzystywać swą pozycję do cenzurowania – decydowania o tym co można napisać, co można przeczytać i zobaczyć etc. Przestały więc działać jak firmy infrastrukturalne, a stały się tak naprawdę wydawcami redagującymi treści. Teraz Facebook, Twitter i Google chcą korzystać z rozporządzenia 230, czyli za nic nie odpowiadać, a jednocześnie decydować o treściach w Internecie.

Szef Twittera Jack Dorsey twierdzi, że likwidacja, bądź zmiana rozporządzenia nie pozwolą na powstawanie i rozwój małych firm -takich, które w przeciwieństwie do wielkich nie stać na ciągłe procesy i zapewnienie sobie ochrony prawnej. Argumentuje, że osłabienie lub usunięcie rozporządzenia 230 doprowadzi również do ograniczenia komunikacji w sieciach społecznościowych i jeszcze bardziej ograniczy zdolność sieci do zajmowania się szkodliwymi treściami.

Prezes Facebooka Mark Zuckerberg twierdzi, że portale społecznościowe nie powinny być obciążane moderowaniem treści. Nie mogą podejmować trudnych decyzji co do tego co jest szkodliwe, co jest przestępstwem etc. i że ten obowiązek powinien w większym stopniu spoczywać na władzach.

Problem dotyczący tego na ile i jak kontrolować komunikację w sieci jest rzeczywisty. Firmy internetowe zyskały ogromną władze i bez wątpienia nadużywają jej. Chcą mieć wpływ na opinię publiczną, a więc decydować o polityce. Postepowanie zwłaszcza Twittera i Google’a jasno tego dowodzą. Sieć stała się w ich rękach narzędziem inwigilacji i indoktrynacji.

Posiedzenie Senatu w tej sprawie rozpoczyna się w środę 28 października. Przed senatorami stawić się mają prezes Facebooka Mark Zuckerberg, prezes Twittera Jack Doresey i prezes firmy Alphabet będącej właścicielem Google’a Sundar Pichai.

REKLAMA