Protest branży gastronomicznej. „Dajcie nam pracować!”

Protest branży gastronomicznej w Białymstoku.
Protest branży gastronomicznej w Białymstoku. (PAP/Artur Reszko)
REKLAMA

Kilkaset osób związanych z branżą gastronomiczną – właściciele lokali, kelnerzy i kucharze – przeszli w sobotę ulicami Białegostoku, by wyrazić swój sprzeciw w związku z restrykcjami, jakie wprowadził rząd z powodu pandemii koronawirusa. Ich główny apel: brzmiał „dajcie nam pracować”.

W samo południe pod hasłem „#gastrosprzeciw” na Rynku Kościuszki w Białymstoku spotkało się kilkaset osób, przede wszystkim pracujących w gastronomii, ale też branż współpracujących z tą branżą, by zaprotestować wobec obostrzeń, jakie nałożył na gastronomię rząd w związku z pandemią koronawirusa.

Od soboty 24 października wszystkie lokale gastronomiczne – restauracje, puby i bary – zostały zamknięte. Dozwolona jest jedynie sprzedaż jedzenia na wynos.

REKLAMA

„Panie premierze, dziękujemy za wolne! Normalnie w taki dzień jak dzisiaj wszyscy ciężko pracujemy, a tu mamy wczasy. Super!” – mówił jeden z organizatorów protestu. Dodał, że dzięki temu cała branża gastronomiczna mogła się spotkać.

Mówił, że protestują, bo – jak podkreślił – „ktoś podjął nieodpowiedzialne decyzje”, zamykając lokale gastronomiczne.

Zaapelował do rządzących, by branży gastronomicznej, która składa się nie tylko z właścicieli – jak mówił – ale też pracowników, dostawców i innych branż powiązanych z nimi, dali żyć i pracować. Jak podkreślił, gastronomia nie jest źródłem koronawirusa.

Przedstawił także główne postulaty przedstawicieli branży gastronomicznej. To m.in zwolnienie ze składek ZUS, rządowe dofinansowanie z przeznaczeniem na pensje dla pracowników (do 90 proc. płacy minimalnej, podstawowej), pomocy w uiszczaniu firmom z branży miesięcznych opłat stałych, obniżenia stawki podatku VAT na świadczone usługi do 5 proc.

Żądają także planu dalszego postępowania, konsultowania go z branżą, informacji podawanych z wyprzedzeniem.

Restauratorzy podkreślają, że ich lokale są dostosowane do wszystkich obostrzeń sanitarno-epidemiologicznych, klienci również się do nich stosowali, dlatego nie rozumieją, dlaczego pozbawia się ich możliwości działania, a przygotowywanie jedzenia jedynie na wynos i na dowóz nie daje szansy na utrzymanie się.

Marsz wyruszył z Rynku Kościuszki i przeszedł ulicami miasta, a zakończył się przy pomniku Józefa Piłsudskiego. Uczestnicy trzymali transparenty: „Nie bawcie się w Castro – dajcie żyć gastro”, „Bez gastro to nie miasto”, „Martwe gastro = martwe miasto”, „Zamykajcie kościoły nie restauracje”, „Mamy: przystawki, zupy, dania główne, desery i ten chory rząd w d…”.

Skandowano też m.in. „Dajcie pracować!” i „Mamy dość”. Mieli ze sobą garnki, miski, którymi robili hałas.

Protestującym towarzyszyło też kilkudziesięciu motocyklistów, dołączyli też do nich taksówkarze.

Na Rynku Kościuszki ustawiono też stół z czarnym obrusem i czarną „zastawą” składającą się z pojemników na wynos. Przed stołem usypano grób. Jak mówiono, to jest obraz tego, co zostanie z branży gastronomicznej.

Według danych policji w marszu wzięło udział ok. 500 osób. Nie odnotowano incydentów.

Źródło: PAP

REKLAMA