
Po zamknięciu branży hotelarskiej z powodu domniemanej pandemii korzystać z jej usług mogą m.in. goście biznesowi. Przepisy rządowego rozporządzenia są jednak liberalne, jeśli chodzi o definicję takiego gościa. Jak się okazuje, do tego grona zaliczają się także osoby, które przyjeżdżają do hotelu, żeby pracować zdalnie.
Koronarestrykcje ogłoszone na początku listopada zakładają, że z usług hotelarskich mogą korzystać tylko określone grupy osób. Wśród nich są sportowcy, przedstawiciele zawodów medycznych oraz pacjenci, a także tzw. klienci biznesowi – jak określił ich podczas konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki.
W myśl rządowego rozporządzenia z hoteli mogą korzystać osoby w ramach podróży służbowej (art. 77 Kodeksu pracy), podróży wykonywanej w związku z czynnościami służbowymi lub zawodowymi oraz podróży wykonywanej w związku z wykonywaniem działalności gospodarczej.
Jak wskazuje portal bezprawnik.pl, jest to istotne rozróżnienie. „Bo gdyby z usług hotelowych mogły korzystać tylko osoby wymienione w punkcie pierwszym, to ich liczba byłaby znacznie ograniczona. Do każdej tego typu podróży potrzebna jest bowiem delegacja, a pracodawca jest zobowiązany do pokrycia kosztów noclegu, wyżywienia, transportu itp. Mało który pracodawca w obecnym czasie będzie skłonny do pójścia na takie rozwiązanie dla osobistego komfortu swojego pracownika. Ale są jeszcze punkty 2 i 3” – czytamy.
Ponadto do „obowiązków służbowych” zalicza się praca zdalna. Oznacza to furtkę dla potencjalnych gości hotelowych. Co więcej, hotele już przygotowały specjalne oferty dla gości biznesowych, uwzględniające czynniki ważne dla komfortu osób pracujących zdalnie. Wśród nich są m.in. szybki internet, specjalna przestrzeń do pracy itd. Nie jest to zaskakujące, ponieważ tylko tacy klienci są teraz w stanie zapewnić hotelom jakiekolwiek wpływy.
Źródło: bezprawnik.pl