Morawiecki straszy narodową kwarantanną. „Nie musimy wprowadzać, ale niewiele brakuje”

lockdown
Mateusz Morawiecki. / foto: KPRM
REKLAMA

Ostatnie obostrzenia przynoszą skutki – stwierdził w czwartek wieczorem premier Mateusz Morawiecki. Polityk poinformował, że rząd nie chce wprowadzać całkowitego lockdownu. Przy okazji jednak postraszył Polaków, że może to zrobić, jeśli obywatele nie będą przestrzegać dyscypliny reżimu covidowego.

Za tym hamulcem bezpieczeństwa, który dzisiaj mocno wciskamy, krok za tą granicą jest tylko narodowa kwarantanna, czyli całkowity lockdown i całkowite zamknięcie handlu, usług, również części zakładów, żeby powstrzymać najgorsze, czyli pęknięcie w całości służby zdrowia – ostrzegał w czwartek wieczorem Morawiecki.

Trudno było jego słowa odczytać inaczej, niż jak odgrażanie się narodowi, że można go jeszcze dotkliwiej ukarać restrykcjami.

REKLAMA

Nareszcie dobre wieści zaczynają do nas docierać. W tym tygodniu po pierwszy od dwóch miesięcy średnia liczba nowych zakażeń zaczęła spadać. 65 nowych przypadków na 100 tys. mieszkańców to nadal dużo, ale to pierwszy sygnał stabilizacji i dowód, że ostatnie obostrzenia przynoszą skutki, a społeczna dyscyplina ma sens – mówił dalej premier, po czym od razu przypomniał, że granica, po przekroczeniu której rząd wprowadzi kwarantannę jest tuż tuż:

Nie musimy wprowadzać narodowej kwarantanny – ogłosił premier. – Ustaliliśmy z radą medyczną próg alarmowy na 70-75 zakażeń na 100 tys. mieszkańców. W ostatnich dniach udało nam się wyhamować dokładnie przed tym punktem krytycznym, jednak dystans, jaki nas dzieli od progu narodowej kwarantanny, nadal jest niewielki i nie pozwala na swobodę – podkreślił Morawiecki.

Dyscyplina działa. Dlatego wciąż proszę i będę prosił – zostańmy w domu. Zasada jest prosta – im mniej kontaktów społecznych, tym mniejsza szansa na zakażenie i wyhamowanie epidemii – dodał.

Zdaje się, że groźba kwarantanny stała się nowym narzędzie rządu do zastraszania obywateli i wymuszania posłuszeństwa.

REKLAMA