Sprzeczności wewnętrzne ideologii lewactwa chyba się zaostrzają. Francuskie feministki z organizacji „Nous Toutes” przeprosiły za „dyskomfort” uczestniczek ich warsztatów na temat tzw. „intersekcjonalności”. Poszło o to, że antydyskryminacyjne szkolenie prowadziły… „białe kobiety”.
„My wszystkie” to ultra-feministyczne stowarzyszenie. Na początku listopada urządziły warsztaty o przenikających się formach dyskryminacji i wyszło im na to, że same też dołożyły tu cegiełkę, bo wysłały jako prelegentki kobiety białe.
Stąd i owa „mea culpa” na Twitterze i prawdziwe zapętlenie się feministek.
Okazało się, że kilka wyraźnie już wyedukowanych uczestniczek kursu, wyraziło „niepokój” z powodu doboru kadry.
Dlatego stowarzyszenie ogłosiło, że idzie jeszcze dalej i wyjaśniło, że „mówienie o rasizmie i intersekcjonalności bez dawania głosu tym, których to dotyczy, było błędem.”
„Nous Toutes” przeprosiło i obiecało, że następne szkolenia poprowadzi już kadra „różnorodna”. Jednak w internecie pojawiły się i głosy krytyczne.
Emmanuelle Ducros, dziennikarka „L’Opinion” zwróciła uwagę, że ta samokrytyka organizacji feministycznej daje asumpt do „rasizmu a rebours” i stygmatyzacji białych kobiet.
Były też głosy o wprowadzaniu „kulturowego apartheidu”. Radykalizujące się feministki zaczynają przypominać węża (żmiję?) zjadającego własny ogon…
#NousToutes a organisé début novembre une formation sur l’intersectionnalité. Plusieurs personnes ont exprimé un malaise et une colère de voir deux femmes blanches animer une session de formation sur ce thème.
Elles ont raison. ⤵️— #NousToutes (@NousToutesOrg) November 14, 2020