
Stoki narciarskie w trakcie ferii zimowych będą mogły działać normalnie, ale noclegi i gastronomia pozostaną zamknięte – tak rząd widzi najbliższe ferie. I nazywa to drogą „balansu”.
Władza najpierw tworzy problemy, by potem je bohatersko rozwiązywać. Jeszcze w sobotę z ust rządzących padały deklaracje, że wyciągi narciarskie zimą będą nieczynne przez koronawirusa. We wtorek zmiana – będą otwarte.
Oczywiście pod specjalnym rygorem sanitarnym. Bez ograniczeń epidemicznych z wyciągów skorzystają tylko mieszkający w jednym domu lub mający wspólny nocleg albo wspólnie podróżujący do stacji turystyczno-narciarskiej.
Wciąż zamrożone pozostają natomiast branże noclegowa i gastronomiczna. Z tej pierwszej można skorzystać jedynie w przypadku podróży służbowej, opieki medycznej czy będąc na kwarantannie. Z tej drugiej – tylko na wynos i w dowozie.
– Od samego początku podkreślaliśmy, że chcemy iść drogą balansu pomiędzy całkowitym lockdownem, a wariantem otwierania wszystkich branż i narażanie zdrowia naszych rodaków. Samo otwarcie stoków, które nie nocują w pobliżu jest dużo mniej niebezpieczne. Te osoby są w kaskach, jest możliwości zachowania odległości. Największe ryzyko stwarza duży ruch w branży hotelowej, a w szczególności w restauracjach – mówił w rozmowie z Polsat News rzecznik rządu Piotr Müller.
To sprawia, że faktycznie z tras narciarskich będą mogli skorzystać tylko okoliczni mieszkańcy. Fani zimowych sportów z centralnej Polski musieliby wyjeżdżać z domu w środku nocy, by poszusować przez kilka godzin i na noc wrócić do domu. Północne regiony mogą spać np. w samochodzie.
Skończy się tak, że ludzie wybiorą po prostu zagraniczne kurorty. Austria czy Szwajcaria już zapowiedziały, że sezon narciarski odbędzie się „normalnie” – tzn. z obowiązującymi tam obostrzeniami, ale i działającymi usługami, które są nieodłącznym elementem wyjazdu narciarskiego.
Zasadnym wydaje się także pytanie, czy w tej sytuacji polskie ośrodki narciarskie nie poniosą większych strat, niż gdyby w ogóle nie działały. Wszak koszty pozostaną niezmienne, a dochody zdecydowanie niższe. Zapowiedzi rządu, wszechobecny bałagan i niepewność sprawiają, że frekwencja szykuje się bardzo słaba.
Czyli otworzyć tak aby nie otworzyć, aby nikt nie przyjechał…
Ale beda otwarte, brawo piss, brawo naczelnik. Jak nikt nie przyjedzie to znaczy kiepski wyciag.
Stoki i wyciągi będą otwarte tylko po to żeby właściciele nie mieli formalnych podstaw do roszczeń o odszkodowania – w końcu nie zakazano im działalności.
Ponieważ te firmy mają spory obrót to mogłoby chodzić o znaczne kwoty.
Bazę noclegową natomiast zamknięto żeby ruchu turystycznego nie było. Ponadto te firmy są zwykle dość małe (rodzinne) i najczęściej nie będzie ich stać na procesy.
Podejrzewam, że przy frekwencji kilkudziesięciu klientów dziennie właściciele sami pozamykają stoki.
Są przecież pozwy zbiorowe. Szkoda, że przeciwko Skarbowi Państwa, bo osobiście powinien odpowiadać Morawiecki, Kaczyński i wszyscy, zgodnie ze stenogramem sejmowym.
zbiera się na wymioty podczas obserwacji Żunda i jego działań
Parafrazując pana Urbana z lat 80. XX wieku: Rząd sobie pojeździ, nawet przy zamkniętych hotelach.
Lobby hotelarskie do dzieła , jak by hotelarze z całej Polski oznajmili że zjadą się do warszafki to by się pany osrały tak jak z wyciągami. Myśleć !!! myśleć !!! one są w odwrocie , wiedzą że już więcej nie wycisną , dla tego według przepowiedni Polska ma szansę wygrać , tylko trzeba ich pokonać prawdą i Grzegorz Braun nie może więcej być sam w tej walce z bestią