W sobotę po raz pierwszy od niemal miesiąca otworzono sklepy w galeriach handlowych. Efekt? Ludzie masowo szturmują sklepy, a przed galeriami ustawiają się kolejki.
Zamknięcie sklepów niespożywczych w galeriach handlowych miało pomóc z ograniczeniem rozprzestrzeniania się koronawirusa. Tak przynajmniej twierdziło PiS i jego ministrowie, którzy na trzy tygodnie pozamykali sklepy.
W sobotę po raz pierwszy sklepy mogły zostać otwarte (oprócz gastronomii). Zbiegło się to ze świętem promocji czyli Black Friday, który w Polsce zwykle trwa nie jeden dzień, a cały weekend, aż do poniedziałku, gdy na wyprzedaże trafia elektronika (Cyber Monday).
Efekty są widoczne. Przed sklepami ustawił się gigantyczny tłum ludzi, a w takim nie trudno o zakażenie – jak twierdzi władza.
Sobota, chwilę po 9 – kolejka do jednej z warszawskich @IKEAPolska pic.twitter.com/WT8l1kAOJE
— Karol Kosiorowski (@k_kosiorowski) November 28, 2020
Internet obiegły m.in. zdjęcia ludzi gromadzących się przed sklepami z ubraniami, obuwiem, elektroniką, czy Ikeą. Tłum pod sklepem to efekt reżimu sanitarnego w obiektach.
Popatrzcie tylko!!!
Tak wyglada dziś wizyta w galerii handlowej. W sklepach pustki, a przed sklepami tłumy oczekujących klientów na wejście do sklepu. Na powierzchni 50m2 stoi przed sklepem ponad 100 osób, a w sklepie 1 na 15 m2. 🙈🙈🙈🙈🤷♀️ #hipokryzjapis pic.twitter.com/edb8fqb1Q6— Jagna Marczułajtis-Walczak (@JagnaMarczulajt) November 28, 2020
Sklepy bowiem nie mogą wpuszczać dowolnej (acz bezpiecznej) liczby klientów. Ta ograniczona jest do 1 klienta na 15 m kw.
Rzesza ludzi pod sklepami ustawiała się już od rana. A promocje sprawiają, że nie zamierzają odpuścić.
Co ludzie maja w głowie ehh – kolejka do ikei pic.twitter.com/YxPkgH3PBC
— Tomasz (@tostasa00) November 28, 2020
Źródło: InnPoland