
W nocy z poniedziałku na wtorek w dwóch niderlandzkich miastach miały miejsce eksplozje w polskich sklepach. Nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń, ale trzeba było ewakuować dziesiątki osób.
Pierwszy wybuch miał miejsce w mieście Aalsmeer na północy Holandii (prowincja – Holandia Północna). Wydarzenie miało miejsce ok. 3 w nocy – wtedy powiadomione zostały służby.
Według świadków eksplozję poprzedziło kilka mniejszych huków. Po eksplozji supermarket zajął się ogniem – pożar ugaszono około 4:20.
Strażacy ewakuowali kilka mieszkań w pobliżu sklepu. Dwóm osobom trzeba było udzielić pomocy medycznej. Supermarket uległ całkowitemu zniszczeniu – podobnie zaparkowany pod nim samochód.
Mohamad Mahmoed, właściciel sklepu w Aalsmeer twierdzi, że nie wie, kto mógł stać za atakiem. Mężczyzna nie otrzymywał wcześniej pogróżek i nie ma wrogów.
Drugi wybuch miał miejsce w mieście Heeswijk-Dinther w prowincji Brabancja Północna.
Eksplozja miała miejsce ok. 4 nad ranem i również w jej wyniku zniszczony został sklep i trzeba było ewakuować co najmniej 20 osób. Wybuch miał być tak silny, że uszkodzeniu uległy również sklepy i apteka po drugiej stronie ulicy.
Choć wybuchy dzieli ok. 100 kilometrów to łączy je wiele rzeczy. Oba miały miejsce w „polskich sklepach” noszących nazwę „Biedronka”.
Nie miały one jednak żadnego związku ani ze sobą nawzajem ani z popularną siecią sklepów w Polsce. Obie eksplozje miały również miejsce w podobnym czasie.
Nie wiadomo, czy były to ataki terrorystyczne, ani czy były motywowane antypolonizmem lub/i nienawiścią do przedstawicieli mniejszości pracujących w sklepach.
Źródło: nltimes.nl