Dramat Polaków. Kolejny miesiąc z rekordem zgonów. W listopadzie zmarło niemal dwa razy więcej osób niż rok wcześniej

Pogrzeb, trumna.
Pogrzeb, trumna - zdj. ilustracyjne. (Fot. Pixabay)
REKLAMA

W listopadzie w Polsce zmarło ponad 60 tysięcy osób – wynika z danych z Rejestru Stanu Cywilnego, do których dotarł konkret24.tvn24.pl. To prawdopodobnie najwyższa liczba zgonów w jednym miesiącu od czasów II wojny światowej.

Według danych umieszczonych na rządowym portalu gov.pl, w listopadzie 2019 roku zmarło w Polsce 32,7 tys. osób. Oznacza to, że w tym roku zanotowaliśmy prawie dwukrotny wzrost liczby zgonów.

Od 45. do 48. tygodnia br. zmarło w Polsce dokładnie 59 998 osób. To dane obejmujące 2-29 listopada. Oficjalnych statystyk za cały miesiąc jeszcze nie opublikowano, ale należy założyć, że umarło ponad 60 tys. osób.

REKLAMA

Ministerstwo Zdrowia podaje, że z powodu Covid-19, jak i chorób współtowarzyszących, w listopadzie zmarło 11,5 tys. osób.

Jeśli te osoby doliczyć do średniej z listopada ostatnich lat (ok. 33 tys. zgonów miesięcznie), oznacza to, że mamy ok. 16 tys. zmarłych więcej niż analogicznym okresach poprzednich lat. 16 tys. osób więcej zmarło bez zakażenia koronawirusem.

To więcej niż w październiku. Wówczas zgony dodatkowe, nienotowane w poprzednich latach oscylowały w granicach 10 tys. (bez zgonów „covidowych”). W listopadzie utrzymała się tendencja wzrostowa.

Dotychczas w 2020 roku – mimo ogłoszonej pandemii – średnia zgonów w kolejnych miesiącach nie odbiegała od „normy” z poprzednich lat. Zmieniło się to w październiku i listopadzie.

Dlaczego umiera więcej Polaków?

Przyczyny tego są różne. Pandemia wywołała wśród większości ludzi ogromny strach. Strach ten sprawia, że nie udają się do lekarza w obawie przed zakażeniem.

Niepokojące objawy są lekceważone. Gdy wreszcie poproszą o pomoc, bywa, że jest już za późno.

Mówią o tym otwarcie coraz częściej ratownicy medyczni – gdy przyjeżdżają do pacjenta, jego stan jest już często agonalny. Bo przyjechali za późno. A przyjechali za późno, bo za późno zostali wezwani. Czasami za późno o kilka godzin, ale czasami nawet o kilka dni.

Wiele istnień ludzkich udałoby się uratować, gdyby chorzy do specjalisty udali się wcześniej.

Z drugiej strony do lekarza coraz trudniej się dostać. Przez teleporady nie da się wszystkiego załatwić. Pierwszeństwo w leczeniu ma jednak pan Covid, reszta chorób, często nawet cięższych, spada na dalszy plan.

Zobacz także: Obaj zmarli. Ciężko ranni w wypadku motocykliści przegrali z covidowymi procedurami. Szpitale ich nie przyjęły

Od momentu ogłoszenia pandemii leczy się głównie stany nagłe. Nie wykonuje się diagnostyki, odwołuje wcześniej planowane zabiegi i operacje.

Polacy zaczynają płacić rachunek za miesiące bezczynności w leczeniu innych chorób i ograniczoną profilaktykę.

Coraz więcej szpitali przekształca się wyłącznie w covidowe. Załogi karetek nie wiedzą, do której placówki zawieźć pacjenta. W jednym szpitalu nie chcą przyjąć, bo istnieje podejrzenie Covida, w innym nie chcą przyjąć, bo jednak nie ma Covida. I koło się zamyka.

Zobacz także: Wzywali karetkę dwa dni. 15-letnia Julka umarła w męczarniach

„Rząd chwycił nas za rączkę i rzucił się w przepaść”

Październikową nadwyżkę zgonów celnie skomentował Emil Krawczyk z Rady Krajowej partii KORWiN. Wnioski pozostają aktualne w listopadzie.

„System publicznej ochrony zdrowia przestał istnieć. Ratownictwo medyczne nie funkcjonuje. Podstawowa opieka zdrowotna wygląda jak kiepski dowcip z początku ery telefonii. I to nie COVID spowodował ten kolaps, tylko panika, restrykcje i procedury klejone na szybko po pół roku zbijania bąków przez rząd. Naprawdę ciężko uwierzyć, że około 1000, 2000 dziennie koniecznych hospitalizacji, na 180 tys. łóżek, w ponad 1000 szpitali zniszczyło system” – komentował.

„Konieczna jest zmiana kwalifikacji pacjentów dodatnich do szpitali, że należy przestać testować bezobjawowych pacjentów, którzy szukają pomocy na oddziałach innych niż zakaźny, że trzeba przywrócić podstawową opiekę zdrowotną. Teraz to już bez znaczenia. Rząd chwycił nas za rączkę i rzucił się w przepaść. Czeka nas epidemia przerwanych lub zaniechanych terapii onkologicznych, zawałów i udarów, powikłań cukrzycowych i powikłań zwykłej grypy” – smutno konstatował Krawczyk.

REKLAMA