Dlaczego chcą obalać „patriarchat”? Bo dewastuje przyrodę i chce kontrolować ciała kobiet

Krytyka polityczna. Obrazek ilustracyjny. Źródło: fb/Krytyka Polityczna
Krytyka polityczna. Obrazek ilustracyjny. Źródło: fb/Krytyka Polityczna
REKLAMA

Z „Krytyką Polityczną” jest jak dawniej z lekturą „Krótkiego słownika filozoficznego” Rozentala i Judina. Taka masochistyczna lektura najpierw bawi, ale po pewnym czasie okazuje się jednak mocno obrzydliwa i mimo absurdalności stawianych tez, indoktrynująca.

O tym, że „patriarchat chce kontrolować kobiece ciała i dewastuje przyrodę, więc trzeba go obalić”, pisze na portalu „KP” niejaka Monika Kotulak. Jest „biolożką, zajmuje się ochroną przyrody, edukacją przyrodniczą w terenie. Skończyła kurs Klaus Toepfer Fellowship w Niemczech, gdzie studiowała trendy ochrony przyrody i badała obszary dzikie w polskich parkach narodowych i rezerwatach przyrody. Mieszka w Ukrainie, gdzie pracuje na rzecz Karpat”.

Już ten życiorys jest niezłą rekomendacją szerokości horyzontów autorki. Jej główna teza brzmi: „ekofeministki są zdania, że uprzedmiotowienie kobiet jest związane z uprzedmiotowieniem natury. Co więcej, ten sam sposób myślenia, który prowadzi do przemocy na tle płciowym i ucisku kobiet, prowadzi do rasizmu, koloryzmu, seksizmu i homofobii”.

REKLAMA

Złote myśli

Dalej można znaleźć cytaty mogące konkurować nawet z sowieckimi „filozofami” Judinem i Rozentalem. Oto kilka z nich:

„Wyzysk i dominacja natury przez ludzi jest szkodliwa dla całej planety”.

„Język, który przecież kształtuje naszą rzeczywistość, często opisuje przyrodę w formie żeńskiej: Matka Natura, płodna ziemia, dziewicza przyroda, płodna gleba, mamy też grecką boginię Gaję, aztecką Pachamamę. Wiele kultur postrzega kobiety jako połączone z naturą, karmiące, dające, opiekujące się, podtrzymujące życie. Cykl miesiączkowy zbliżony jest do fazy Księżyca, trwa około 28 dni, a położne w szpitalach twierdzą, że najwięcej dzieci rodzi się w czasie pełni”.

„Stereotyp mówi też bowiem, że przez swój związek z naturą kobiety ulegają emocjom, są mniej racjonalne, niezdolne do działań politycznych. Dlatego tak jak kobiety są postrzegane jako służące potrzebom mężczyzn, tak natura jest postrzegana jako istniejąca dla człowieka, w domyśle mężczyzny, do wykorzystania wedle jego woli”.

Krótka historia dominacji

Tak otrzymujemy „Krótką historię dominacji” (chyba jednak tego Judina czytała?):

„Przekonanie, że człowiek powinien dominować nad naturą, opiera się na zdolności człowieka do przekształcania środowiska, w którym żyje. Ta umiejętność czyni człowieka władcą świata przyrody, co z kolei utwierdza go w przekonaniu o swojej nadrzędnej wobec innych istot pozycji i prawie do ich bezwzględnego wykorzystywania. Ponieważ kobiety są utożsamiane z naturą, obejmuje je ta sama logika dominacji”.

„Z logiki dominacji wynika też zapał do zmieniania i przekształcania dzikiej przyrody. Przykładów, również z naszego polskiego podwórka, można podać wiele: regulacja rzek, osuszanie mokradeł, przekop Mierzei Wiślanej, przekształcanie lasów na plantacje”.

Wszystko się ładnie składa i Kotulak robi mały przeskok do teorii gender: „feministki, filozofki i obrończynie przyrody pokazują, że u podstaw tej krzywdzącej koncepcji stoją: hierarchia, binarność i dominacja”. O tym, co „pokazują” można by dyskutować, podobnie jak o logice tego wywodu. Autorka pędzi jednak alej i dochodzi szybko nawet do tematu aborcji:

„Przypisanie konkretnych cech płciom ma wzmocnić tę hierarchiczną strukturę i uzasadnić podrzędność kobiet wobec mężczyzn. Racjonalność (sic! – przyp. BD), stereotypowo i kulturowo przypisywana wyłącznie mężczyznom, ma uzasadnić konieczność kontroli kobiet i ich ciał, w tym przez kontrolę ich reprodukcji”.

Produkty leśne

Ciekawie, ale niezbyt zrozumiale w tym bełkocie brzmi teza, podobno za raportami FAO, że „mężczyźni i kobiety zazwyczaj polegają na różnych produktach leśnych”. Może te „produkty leśne” to jakiś tajemny kod genderystek, więc jako profanowi nic mi do tego.

Pewnie jednak chodzi o jakąś nową feministyczną reformę rolną, bo autorka pisze dalej, że „mimo że kobiety odgrywają ważną rolę w wykorzystywaniu ziemi do celów związanych z bezpieczeństwem żywnościowym, dochodami i zasobami domowymi, stanowią one jedynie 13,8 proc. właścicieli gruntów na świecie”.

I dalej: „(…) Dodatkowo ziemia, którą posiadają kobiety, jest często gorszej jakości, a one same są mniej niż mężczyźni skłonne do korzystania z nowoczesnych środków produkcji, takich jak ulepszone nasiona, środki zwalczania szkodników i narzędzia mechaniczne − ze względu na mniejszy budżet przeznaczony na rozwój gospodarstwa oraz ograniczenia w dostępie do wiedzy”.

Jak nic szykuje się jakaś globalna, feministyczna reforma rolna. I szkoda tylko, że pani Kotulak nie wzięła od razu pod uwagę możliwości feministycznej PGR-yzacji rolnictwa. Nie wzięła też pod uwagę doświadczeń z epoki hasła – „kobiety na traktory”.  Byłoby jeszcze bardziej „postępowo” i pokazałoby, że nie tylko „mężczyźni korzystają z nowoczesnych środków produkcji”.

Więcej kobiet

Od tych rozważań dotyczących głównie Afryki, autorka przeskoczyła jeszcze do feminizacji demokracji:

„Od rządów krajowych po grupy społeczności lokalnych kobiety są w znacznym stopniu niedostatecznie reprezentowane w procesie decyzyjnym. Na przykład stanowią one mniej niż 25 proc. wszystkich parlamentarzystów krajowych na całym świecie. Ten brak reprezentacji dotyczy również krajowego procesu decyzyjnego w zakresie ochrony środowiska, w którym kobiety zajmują jedynie 12 proc. najwyższych stanowisk ministerialnych w sektorach związanych z ochroną środowiska na całym świecie (…).

Co z tego wynika?

„Kraje, w których jest więcej kobiet w parlamencie, są bardziej skłonne do ratyfikowania traktatów dotyczących ochrony środowiska. Na poziomie wspólnotowym, w grupach zajmujących się gospodarką leśną, w skład których wchodziły kobiety, odnotowano lepsze wyniki w zakresie zarządzania zasobami i ich ochrony”.

Dlatego też należy „obalić patriarchat”. I tu pojawia się kolejny element tej wielobocznej figury. Od cyklu miesiączkowego (natura), przez „przemoc na tle płciowym” (męska dominacja), binarność, stereotypy kulturowe, ochronę środowiska („Zainteresowania mężczyzn są bardziej związane z komercyjnym wykorzystaniem zasobów naturalnych”) i feministyczną reformę rolną, dochodzimy do potrzeby „wykorzenienia patriarchatu”:

„Działania próbujące ujarzmić kobiecą naturę oraz dziką przyrodę promowane są często przez te same grupy ludzi czy partie polityczne. Mają one wspólny mianownik dominacji. Rozwiązaniem obu problemów jest wykorzenienie tej dominacji, to jest patriarchatu”.

Po lekturze artykułu zbliżamy się do odpowiedzi na pytanie, dlaczego w historii tak mało było „filozofek”? Osobiście utwierdzam się w teorii, że nie stoją za tym przyczyny kulturowe i męska dominacja. Raczej braki wewnętrznej logiki i racjonalnego myślenia. Zastępowanie poszukiwania mądrości, „mądrościami poszukiwań”, to jednak nie filozofia. „Krytyka Polityczna” jakoś do czasów i poziomu Judina i Rozentala daleko nie odskoczyła…

REKLAMA