Policjant-oszust. Przez lata prowadził radiowóz, choć nie miał prawa jazdy. Mandaty chętnie wystawiał

Policyjny radiowóz - zdj. ilustracyjne / Fot. Wikipedia/Picasa
Policyjny radiowóz - zdj. ilustracyjne / Fot. Wikipedia/Picasa
REKLAMA

Policjant z Ustronia okazał się oszustem i kłamcą. Przez lata prowadził samochód, choć nie miał prawa jazdy. Za to samo przewinienie innych karał bardzo chętnie.

Historię policyjnego oszusta opisuje „Gazeta Wyborcza”. Funkcjonariusz nigdy nie miał prawa jazdy, a jak gdyby nigdy nic jeździł zarówno prywatnym samochodem, jak i radiowozem.

Oszustwo wyszło na jaw, gdy policjant spowodował kolizję drogową. Do wypadku przyjechali jego służbowi koledzy. Przebadali trzeźwość kierowców i do tego momentu wszystko było w porządku.

REKLAMA

Kłopoty zaczęły się, gdy trzeba było okazać dokumenty uprawniające do prowadzenia pojazdów. Policjant powiedział, że nie ma ich przy sobie. Jego koledzy wpisali więc dane do systemu, a tam… pusto. Nigdy nie było go w bazie, co oznacza, że po prostu nigdy prawa jazdy nie miał.

Nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu radiowozu. Pracował w drogówce, więc chętnie wystawiał także mandaty kierowcom łamiącym przepisy. Sam je łamał codziennie.

By prowadzić policyjny radiowóz, należy przejść odpowiednie badania lekarskie i oczywiście przedstawić prawo jazdy. Wówczas otrzymuje się tzw. „wkładkę”. Policjant jej nie miał, a i tak służbowy samochód często prowadził. Jak do tego doszło?

Okazuje się, że oszustowi uwierzono na słowo. Ten pewnego razu powiedział dyżurnemu, że „wkładkę” zostawił w domu. A prawo jazdy? Skoro dojeżdża do pracy samochodem, to musi je mieć – uznano. I tak dopuszczono go do prowadzenia radiowozu.

Sprawa miała swój finał w sądzie. Policjant (nie)kierowca został ukarany grzywną w wysokości 1,5 tys. zł. Komenda w Cieszynie uznała to za zbyt łagodny wymiar kary i wniosła sprzeciw od wyroku. Na kolejne posiedzenie sądu czekamy.

Wszczęto też postępowanie wewnętrzne. Ukarani mają zostać policjanci, którzy wydawali kluczyki oszustowi na „gębę”, bez weryfikacji „wkładki”.

Źródło: Gazeta Wyborcza/NCzas

REKLAMA