We Francji trwają podchody pod walkę z tzw. separatyzmem islamskim i etnicznym. MSW Gerald Darmanin nagle odkrył, że powstał w jego kraju także „separatyzm kulinarny”, a półki sklepów uginają się od specjałów poszczególnych grup etnicznych.
Przypomina to pana Jurdaina, który w komedii Moliera odkrywa, że „mówi prozą”. Na przykład rynek żywności „halal” to już od wielu lat potężna część obrotów handlu.
Reklamy i oferty wielkich sieci handlowych z okazji Ramadanu już dawno przebijają np. oferty z okazji Wielkanocy, czy Bożego Narodzenia.
Tymczasem minister Darmanin jest „zszokowany promieniami” w kuchni lokalnej. Wybrał się po raz pierwszy do sklepu?
Darmanin był podobno „zszokowany” widokiem półek z jedzeniem halal, kuchnią koszerną i innych wspólnot w supermarketach. Dodał, że tak zaczyna się komunitaryzm, czyli zjawisko gettoizacji.
W polemikę z ministrem wdał się dyrektor sieci Leclerca. Delikatnie stwierdził, że Gérald Darmanin się „potknął”. Michel-Édouard Leclerc na antenie telewizji BFM stwierdził, że są to wypowiedzi polityczne, adresowane do pewnego elektoratu.
„Komunitaryzm żywnościowy kryje się za produktem koszernym, ale też za produktem bretońskim”, chodzi zaś o wybór konsumenta – dodał Leclerc. Podaż w tym przypadku wymusza popyt a nie odwrotnie.
Leclerc dał też przykład swojego marketu w Levallois-Perret, w regionie paryskim, który sprzedaje najwięcej we Francji suszonego dorsza (morue). To przysmak Portugalczyków, a ci zamieszkują te okolice.
Sprzedaje się tam także duże ilości kawioru, ponieważ istnieje tu i społeczność rosyjskojęzyczna. Dlaczego w danym regionie zgromadziła się jakaś diaspora to często kwestia historii.
W przypadku żywności halal, która sprzedaje się na całym terytorium Francji to już jednak wina kolejnych rządów, które przez dziesięciolecia imigracji muzułmanów jakoś nie wstrzymywała.
Źródło: Valeurs Actuelles