W tym roku ośrodki narciarskie we Francji świecą pustkami. Wyciągi są zamknięte. Zwolennicy białego szaleństwa mają jednak alternatywę w postaci stoków alpejskich w Szwajcarii, czy hiszpańskich w Pirenejach. Jednak nie do końca…
W przypadku Francji wyjazdy na narty za granicą nie podobają się rządowi, który nie po to zamykał trasy u siebie, by dać zarobić konkurencji w Szwajcarii i Hiszpanii. Początkowo naśmiewano się z Macrona, który groził wyjeżdżającym narciarzom, ale teraz nikomu do śmiechu nie jest.
Dekret opublikowany w niedzielę 20 grudnia może narty za granicą ukrócić, a przynajmniej do nich zniechęcić. Narciarze po powrocie do Francji muszą się bowiem liczyć z… kwarantanną.
Dekret mówi o kwarantannie i izolacji podróżnych powracających z niektórych regionów Szwajcarii i Hiszpanii. Chodzi o regiony, w których znajdują się ośrodki narciarskie, które te kraje zdecydowały się utrzymać otwarte. Wyjątkiem jest udowodnienie, że pobyt tam obywateli Francji był spowodowany względami zawodowymi.
W Szwajcarii kwarantanna dotycy osób przebywających w kantonach Gryzonia, Jura, Neuchâtel, Uri, Valais i Vaud, a w Hiszpanii w Andaluzji, Aragonii, Katalonii i regionie Nawarry.
Premier Castex uzasadniał dekret troską o zdrowie obywateli, ale kilku polityków prawicy wyraziło wątpliwości, co do możliwości wprowadzenia wyrywkowych kontroli granicznych. Trudno też będzie udowodnić, że jedzie się z tego, a nie innego regionu. Chyba, że na dachu będzie się akurat wieźć narty…
Na razie w Sabaudii, przy granicy ze Szwajcarią, rozdawano ulotki informacyjne.
Źródło: France Info