W oparach absurdu. Nauczyciele nie poprawiają błędów uczniów, aby ich „nie zniechęcić do nauki”

Uczniowie/Zdj. ilustracyjne. PAP/Tytus Żmijewski
Uczniowie/Zdj. ilustracyjne. PAP/Tytus Żmijewski
REKLAMA

Nauczyciele w jednej ze szkół w Goeteborgu nie poprawiają uczniom błędów w równaniach matematycznych, aby „nie zniechęcać dzieci”.

O sprawie poinformowała gazetę „Goeteborgs-Posten” matka dziewczynki mającej kłopoty z matematyką w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Sprawdziła ona zeszyt z ćwiczeniami córki i spostrzegła, że 95 proc. zadań jest niekompletnych lub błędnie wykonanych. Nauczyciel ich nie poprawił ani nie ocenił. „Na trzech stronach napisano +dobrze+, ale to akurat zadania wykonane w domu w ramach pracy domowej pod naszym nadzorem” – powiedziała matka.

Kobieta udała się do nauczyciela, ten odparł jednak, że podobnie postępują inni pedagodzy. Następnie matka uczennicy skontaktowała się z dyrektorem szkoły. Ten w mailu odpowiedział, że „ogólnie matematyka jest przedmiotem, w którym zadania można wykonać prawidłowo lub błędnie, ale z tego powodu wielu uczniów traci chęć do nauki”. Według dyrektora ważne jest nie tylko „poprawianie i pokazywanie błędów”, ale też „dbałość o zainteresowanie przedmiotem”.

REKLAMA

Z argumentacją dyrektora nie zgadza się matka. „To nauczyciel musi wykazać się kreatywnością i czerpać radość z nauczania. Jeśli dziecko robi poważny błąd, należy je nauczyć, co jest poprawne. W prawdziwym życiu zawsze będzie dobrze lub źle. Trzeba nauczyć dzieci radzenia sobie z sukcesami i porażkami od samego początku, zanim będzie za późno” – stwierdził rodzic.

Nie pomogła interwencja niezadowolonej nadzorującego naukę w szkołach kierownika gminnego wydziału ematki edukacji, który odesłał ją do dyrektora, a ten znów do nauczyciela.

Po artykule w „Goeteborgs-Posten” wybuchła debata. Zajmujący się sprawami edukacji polityk Liberałów Isak Skogstad stwierdził, że postępowanie nauczyciela, który nie poprawia błędów to „prawdziwa zdrada uczniów”.

„Jeśli dziecko na początku pozostanie w tyle istnieje ryzyko, że będzie miało niepowodzenia później” – stwierdził. Według eksperta metody stawiające na pierwszym miejscu dobre ucznia samopoczucie, a dopiero później wymagające opanowania programu są charakterystyczne dla lat 90. „Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę ze znaczenia wiedzy przedmiotowej. Artykuł pokazuje, że nieprawidłowe metody i teorie wciąż są stosowane w szkole” – podkreślił Skogstad.

Według reprezentującej socjaldemokrację przewodniczącej parlamentarnej komisji ds. edukacji, Gunilii Svantorp poruszona w artykule skarga matki dotyczy metody pracy nauczyciela, która powinna być omawiana na poziomie szkoły. „My tworzymy prawo i zapewniamy zasoby” – stwierdziła.

W komentarzu, jaki ukazał się w związku z tą sprawą w gazecie „Goeteborgs-Tidningen/ Expressen” Csaba Perlenberg pisze, że „pedagogika, która boi się konfliktów opiera się na błędnym przekonaniu, że wszystko musi być zabawne i stymulujące”.

„To tak nie jest. Trudne kroki trzeba powtarzać nudnymi powtórzeniami” – twierdzi autor. „Wszystko inne wiąże się z ryzykiem ukształtowania dorosłych, którzy myślą, że wszystko, co robią jest +niesamowite+, +fantastyczne+ i +najlepsze+, gdy wcale tak nie jest. Czerwony długopis to najlepszy prezent nauczyciela dla uczniów” – podkreśla.

(PAP)

REKLAMA