Przeżyliśmy kolejny „koniec świata”. Prorocy zagłady klimatycznej znowu kłamali

Kilimandżaro fot. Wikipedia
REKLAMA

Rok 2020 mamy już za sobą. Warto przypomnieć, że była to jednak z kilku dat, na którą wyznaczano termin ekologicznej i klimatycznej katastrofy. Ten i wiele innych katastroficznych terminów kolejny „końców świata” jakoś przeżyliśmy.

Według kilku prognoz z przeszłości rok 2020 miał być rokiem, w którym katastrofa klimatyczna miałaby ogarnąć całą naszą planetę.

Benoît Rittaud, matematyk i prezes Stowarzyszenia Klimato-Realistów wymienia kilka takich przepowiedni.

REKLAMA

Jak zwykle w przypadku klimatycznych wróżek przyciągnęła je zapewne dość okrągła data 2020, bo raczej nie naukowe wyliczenia.

Rok ten stał się punktem odniesienia dla wielu katastrofistów. Proroctwa zagłady się jednak nie sprawdziły.

Było ich sporo. W 2008 roku zapowiadano zniknięcie śniegu z góry Kilimandżaro. Niektórzy szli dalej i wieszczyli, że śnieg w ogóle stanie się „przeszłością”. U nas może popadało mniej, ale spory śnieg spadł nawet na południu Europy i w północnej Afryce.

W 2020 lód Arktyki miał się już niemal roztopić. Bogowie klimatu uczynili inaczej. Tu i tam lodu i śniegu nawet przybyło przez ostatnie 10 lat.

Steven J. Milloy, komentator Fox News przypomniał z kolei słowa naukowca z Agencji Środowiska Stanów Zjednoczonych, który w 1986 roku przewidział podniesienie się poziomu morza na Florydzie o pół metra. W 2020 roku rzeczywisty wzrost był sześciokrotnie mniejszy.

Umiaru nie miała też międzynarodowa organizacja pozarządowa Greenpeace. Ta ogłosiła, że ​​w 2020 roku różne kraje wyspiarskie Pacyfiku pogrążą się w chaosie gospodarczym z powodu globalnego ocieplenia. Przykładu na te przepowiednie też nie znajdziemy.

Guardian przedstawił w 2004 roku hipotezę opartą o raport Pentagonu, zgodnie z którym niedobory wody i energii mogą „pogrążyć planetę w wojnie” do 2020 roku.

Jeśli niedobory energii powstaną to raczej w wyniku „transformacji ekologicznej” i „paktu klimatycznego”, które zmniejszają tradycyjne i atomowe energetyczne potencjały wielu państw.

Warto też przypomnieć szumne proklamacje Indii i Chin podczas szczytu Cop15 w Kopenhadze z 2009 roku. Miała to być ostatnia szansa na ocalenie planety.

Chiny dobrowolnie ogłosiły wtedy, że do roku 2020 zredukują od 40 do 45% swoich emisji CO2. Tak naprawdę ich rzeczywista emisja od 2005 r. do tej pory wzrosła o 85%. Indie zobowiązały się do spowolnienia wzrostu swoich emisji o 20–25%, zwiększyły je o… 150%.

Przykłady można by wymieniać długo. Wieszczono znacznie większy wzrost temperatur, straszne susze, kryzysy, ale koniec świata w 2020 roku znowu nie nastąpił. Klimatyczni eschatolodzy zapewne przesuną terminy i dalej będą straszyć w imię swojej konkretnej ideologii tresowania ludzi i społeczeństw.

Teraz usiłują wiązać z ociepleniem planety nawet kryzys pandemii koronawirusa.

Warto przypomnieć, że Milloy jest autorem terminu „śmieciowa naukae. Definiuje ją jako „wykorzystywanie do analizy błędnych danych naukowych, celem realizacji konkretnych, czasami ukrytych celów i programów”.

Jego zdaniem szczególnie „śmieciowa” jest właśnie klimatologia, która po prostu wróży z fusów.

Warto przypomnieć, że Milloy zaoferował nagrodę w wysokości 500 000 dolarów każdemu, kto potrafi „udowodnić w sposób naukowy, że ludzie powodują szkodliwe globalne ocieplenie planety”.

Źródło: Valeurs Actuelles

REKLAMA