
603,5 mln zł – tyle na „dodatki covidowe” dla medyków miał przelać szpitalom NFZ. Placówki miały zaś wypłacić pieniądze swoim pracownikom do końca grudnia. Jest początek stycznia, a część lekarzy wciąż ich nie otrzymała.
Minister zdrowia Adam Niedzielski 1 listopada 2020 roku wydał polecenie Prezesowi NFZ, by ten wypłacił tzw. dodatki covidowe. Miały trafić do „personelu medycznego walczącego z COVID-19”.
Dodatek podniesiono z 50 proc. do 100 proc. wynagrodzenia. Co więcej, rozszerzono go też na kolejne grupy pracowników.
Miał objąć wszystkich – niezależnie od umowy, na podstawie której sa zatrudnieni w podmiocie leczniczym. Resort zdrowia zapewniał, że środki przekazywane przez OW NFZ do podmiotów w ramach realizacji polecenia będą środkami „znaczonymi”. Oznacza to, że nie da się przeznaczyć na inny cel.
Według ministerstwa, szpitale nie mogą odmówić wypłaty świadczenia, ponieważ nie ponoszą kosztów regulacji wprowadzonej poleceniem. Świadczenie jest pokrywane w pełni z budżetu państwa, czyli kieszeni podatników.
Porozumienie Rezydentów przeprowadziło jednak w dniach 30.12.2020 – 03.01.2021 r. ankietę. Wynika z niej, że niemal 80 proc. nie otrzymało dodatku. Badaniem objęto 1308 lekarzy.
„Jak wyjaśnia Porozumienie Rezydentów, większość ankietowanych do tej pory nie otrzymała dodatku za pracę na oddziale II/III stopnia zabezpieczenia (74,46 proc.). Nie wypłacano też dodatku za pracę w SOR/IP (4,43 proc.), czy przy skierowaniu przez wojewodę (0,08 proc.)” – donosi „Dziennik Gazeta Prawna”.
Ponadto dodatku covidowego do tej pory nie zobaczyło na koncie także wielu medyków pracujących w oddziałach I stopnia zabezpieczenia. Podobnie jak pracownicy POZ. Ci medycy również pracują z pacjentami z pozytywnymi wynikami testów na koronawirusa. Jak podkreślają autorzy ankiety, „tym lekarzom według Ministerstwa Zdrowia dodatek za pracę nie przysługuje”.
0,76 proc. ankietowanych lekarzy otrzymało dodatek za pracę SOR/IP, jednak nie na oddziale II/III poziomu.
Dodatek za pracę z pacjentami covidowymi otrzymało tylko 19,42 proc. respondentów. Najczęściej byli to pracownicy oddziału II/III stopnia zabezpieczenia (18,27 proc.). Realnie wypłacano go także za pracę w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym lub na Izbie Przyjęć (0,76 proc.) oraz w przypadku skierowania do pracy przez wojewodę (0,38 proc.).
Co się stało z pieniędzmi podatników?
– Możliwych wyjaśnień tej sytuacji jest co najmniej kilka. Wiele wskazuje na to, że NFZ wypłacił szpitalom pieniądze później niż powinien. Zgodnie z informacjami przekazywanymi prze Fundusz, pieniądze miały być wypłacone w ciągu trzech dni od złożenia wniosku przez dyrektora placówki, a na kontach pracowników miały znaleźć się do końca grudnia – mówił cytowany przez DGP Piotr Pisula z Porozumienia Rezydentów.
Jak dodał, są także głosy, że dyrektorzy szpitali – mimo jasnych wytycznych – próbują pomniejszać dodatek.
– Docierają do nas również sygnały mówiące o tym, że dyrektorzy mimo jasny wytycznych mówiących o tym, że dodatek ma wynosić 100 proc. wynagrodzenia wynikającego z umowy o pracę lub umowy cywilnoprawnej próbują go pomniejszać i wyliczać np. czas, który pracownik medyczny spędził z chorymi na Covid-19 i od tego uzależniać kwotę wypłaty dodatku – dodał.
DGP zapytał o sprawę resort zdrowia. „NFZ przekazuje placówkom medycznym należne środki w terminie 3 dni roboczych, pod warunkiem, że przesłane przez placówki dokumenty zostały prawidłowo sporządzone i nie wymagają korekt lub uzupełnień. Czas potrzebny na wypłatę dodatkowego wynagrodzenia zależy w największym stopniu od jakości i kompletności danych otrzymanych przez Fundusz z placówek medycznych” – odpowiedziało ministerstwo.
Zdaniem Pisuli, to nie jedyne wyjaśnienie. – Znając praktykę funkcjonowania wielu placówek, możemy także przypuszczać, że część dyrektorów próbuje, opóźniając wypłaty pracownikom, tymi pieniędzmi łatać bieżące budżety – mówił.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna