Policja przyjechała spacyfikować imprezę w klubie. Okazało się, że formalnie to nie impreza, a… zebranie partyjne.
Polacy wymyślają kolejne sposoby, aby przeżyć i nie zwariować w państwie PiS. Tym razem przedsiębiorcy z Wrocławia znaleźli sposób, jak rozprawić się z policją tępiącą ludzi za udział w imprezach.
Policja ściga Polaków, bo władza PiS zabroniła udziału w imprezach w czasie pandemii koronawirusa. Dlatego kluby i dyskoteki są zamknięte.
Jednak policjanci z Wrocławia, którzy zrobili nalot na kluby Boogie i Wall Street, byli bezradni. Okazało się, że „impreza”, którą chcieli spacyfikować to formalnie zebranie partyjne.
Każdy uczestnik wieczornej zabawy wypełniał przy wejściu deklarację wstąpienia do struktur „Strajku Przedsiębiorców”.
– Przypuszczam, że w nasze ślady pójdą inne kluby. W ten sposób wspieramy przedsiębiorców. Nie chodzi o omijanie obostrzeń, a o budowanie struktur partii, o której we Wrocławiu jeszcze mało osób słyszało. Nie zgadzamy się na pewne decyzje rządu. W prawie wciąż jest wiele luk – powiedział Jakub Kuczyński, właściciel Boogie Clubu i Wall Street Clubu.
– Deklaracja wstąpienia do partii nie jest wiążąca. Każdy może sobie to przemyśleć i zgodnie z uznaniem, zostawić lub wyrzucić kartkę – dodał Jakub Kuczyński.
Policjanci, którzy przyszli o godz. 21, nie mogli nic zrobić. Lokal spełniał normy sanitarne, a podpisywana na wejściu deklaracja członkowska wystarczyła, by potwierdzić uczestnictwo w „zebraniu”.
Policjanci wrócili jednak drugi raz. Tym razem próbowali wręczać mandaty.
– Wobec kilkudziesięciu osób, które nie stosowały się do obowiązku zasłaniania ust i nosa oraz nie zachowywały społecznego dystansu, prowadzone są już czynności wyjaśniające w związku z naruszeniem przez nie przepisów kodeksu wykroczeń. Te osoby muszą liczyć się z możliwością otrzymania grzywny w wysokości 1000 złotych. O ich zachowaniu poinformowane zostaną też służby sanitarne – powiedział Krzysztof Marcjan z komendy miejskiej policji.
Sami uczestnicy zabawy mają to jednak w nosie. Mało tego, chwalą pomysł organizatorów.
– Przed pandemią często imprezowałam w pasażu Niepolda. O wydarzeniu dowiedziałam się z Facebooka i szczerze mówiąc wspieram nową partię, bo żal patrzeć jak właściciele klubów czy restauracji tracą swoje biznesy. Politycy mogą się spotykać, kościołów nie zamknęli, więc w czym problem – mówi 25-letnia Marta.
– Poza tym nie oszukujmy się, każdy szuka okazji do wyjścia z domu. Ludzie mają już dość zamknięcia – dodała jej koleżanka.
Wrocławskie kluby był jednymi z pierwszych, które dołączyły do akcji Strajku Przedsiębiorców #otwieraMY.
Źródło: Fakt