Kolejne odloty eurodepoślicy Spurek. Wyjaśnia na czym polega „drakońskie prawo”

Sylwia Spurek znów donosi do UE w sprawie Kanału na Mierzei Wiślanej /Fot. PAP
Sylwia Spurek /Fot. PAP
REKLAMA

Na poprawę porannego humoru zawsze dobrze wpływa przeczytanie sobie tweeta Sylwii Spurek. Eurodeputowana nie daje o sobie zapomnieć i uzbrojona w jakąś „biblię polit-poprawności” autorytatywnie rozdziela razy na prawo i na… prawo.

Co prawda po jakimś czasie ma się podobne odruchy jak przy lekturze słynnego stalinowskiego „Krótkiego słownika filozoficznego” Judina i Rozentala. Najpierw śmieszy, na końcu powoduje już tylko odruch wymiotny. Jednak Spurek to ciągle jeszcze „świeżynka” nowego stalinizmu.

20 stycznia uraczyła twitterowiczów definicją „drakońskiego prawa”. Okazuje się, że jest nim brak możliwości swobody „wybierania sobie płci” oraz „zakaz adopcji dzieci przez pary jednopłciowe”. Jednym zdaniem, drakońskie prawo to każdy rodzaj normalności.

REKLAMA

Był to komentarz europoślicy do Węgier, gdzie wprowadzono na promowanych przez LGTB książkach „dla dzieci” wpisywanie ostrzeżenia, że mogą one zawierać treści „niezgodne z tradycyjnymi rolami płciowymi”. Dla Spurek tu już „szykanowanie osób LGTBI” i powód do interwencji KE.

Dodajmy, że poszło o „bajkę” wydaną na Węgrzech przez organizację lesbijek „Labrisz”. „Kraina czarów jest dla wszystkich” oswajała z homoseksualizmem najmłodszych. Pewna łania chciała zostać jeleniem; książę kochał innego księcia, a wszystko to okraszone dla stworzenia pewnego alibi bajek dodatkowo niepełnosprawnymi i Romami. Książka wywołała społeczne sprzeciwy i rząd na oszustwo bajowego charakteru propagandy LGTB zareagował.

Czujna Spurek uznała to za prześladowania i „drakońskie” prawo. Prawodawca ateński z VII wieku Drakon zajmował się raczej zbrodniami „krwawymi” i tak przynajmniej twierdził Plutarch. Eurodeputowana ma zdaje się takie skłonności do przesady, że gdyby urodziła się wiek wcześniej mogłaby się śmiało starać o dokooptowanie do duetu stalinowskich autorów „Krótkiego Słownika” Judina i Rozentala.

REKLAMA