Śmiertelny wypadek Polaków na Islandii. Pośrednio zawiniły zasady kwarantanny?

Droga w fiordach, Islandia.
Droga w fiordach, Islandia - zdj. ilustracyjne. (Fot. Unsplash)
REKLAMA

Na Islandii doszło do tragicznego wypadku z udziałem Polaków. Władze zastanawiają się, czy nie zmienić przepisów o obowiązku kwarantanny.

Tomek, Kamila i 1-5 roczny Mikołaj wracali ze świąteczno-noworocznego urlopu, który spędzali w Polsce.

Na co dzień mieszkali w Flateyri. 16 stycznia czekała ich długa droga do domu. W jej trakcie doszło do tragedii.

REKLAMA

Około 100 kilometrów przed domem ich auto wypadło z drogi i wleciało wprost do morza. Pierwszej pomocy udzieliły przypadkowe osoby. Niestety, pojawiły się problemy.

Trzyosobową rodzinę udało wyciągnąć się z samochodu, ale… nie można było zadzwonić po służby medyczne. W tym miejscu brakowało akurat zasięgu. Osoba, która pomocy udzielała, odjechała kilka kilometrów, by móc zadzwonić.

Specjalistyczna pomoc nadeszła po około godzinie. Dla Kamili było już za późno. Zmarła kilka godzin po przetransportowaniu do szpitala w Reykjaviku.

Trzy dni później zmarł także 1,5-roczny Mikołaj. O życie wciąż walczy ojciec rodziny.

W serwisie pomagam.pl uruchomiono zbiórkę na pomoc rodzinie, która została dotknięta tak wielka tragedia. W krótkim czasie zebrano ponad 100 tys. zł. Dzięki temu będzie można opłacić koszty leczenia, najpotrzebniejszych wydatków i sfinansować podróż do Islandii najbliższych, by wspierali Tomka w tych trudnych chwilach.

Czy obowiązek natychmiastowej kwarantanny mógł przyczynić się do wypadku?

Ruszyło także wyjaśnianie przyczyn wypadku. Jedna kwestia to błąd kierowcy, druga – dlaczego do niego doszło.

Choć sprawa nie jest jeszcze przesądzona, to pojawia się coraz więcej głosów, że pośrednio zawinić mogła… organizacja kwarantanny.

Po przylocie do Islandii i po wykonaniu na lotnisku testu na COVID-19, rodzina otrzymała polecenie, by jak najszybciej udać się do miejsca odbywania kwarantanny.

Tego dnia podróż była niezwykle długa. Rozpoczęła się w Polsce, w Łomży. Stamtąd na lotnisko do Warszawy, 4-godzinny lot do Reykjaviku, testy i jeszcze 600 kilometrów samochodem do domu. Do wypadku doszło 100 km przed domem, na fiordach w północno-zachodniej części kraju.

Czy rodzina mogła być przemęczona? Czy presja, by jak najszybciej udać się na miejsce kwarantanny mogła sprawić, że kierowca popełnił błąd? Bo nie był wystarczająco wypoczęty? Może do wypadku nie doszłoby, gdyby rodzina mogła spędzić jedną noc w Reykjaviku i dopiero nazajutrz udać się w 600-kilometrową podróż po islandzkich fiordach?

Na to pytanie nigdy nie poznamy odpowiedzi. Zasady kwarantanny krytykuje jednak wielu ekspertów. Przy okazji wypadku, głos zabrał lekarz z Ísafjörður, Jóhann Sigurjónsson, który trzykrotnie musiał pokonywać podobną drogę. Jak przyznaje, to skrajnie wyczerpujące. Zaznacza jednak, by nie łączyć bezpośrednio wypadku z obowiązkiem jak najszybszego udania się na miejsce kwarantanny.

Śmiertelny wypadek samochodowy w Islandii to duże wydarzenie medialne, choćby ze względu na to, że te w ogóle zdarzają się sporadycznie. W całej historii kraju na drogach zginęło „zaledwie” nieco ponad 1500 osób. Oczywiście wpływ na to mają uwarunkowania geograficzne kraju.

Islandzka Obrona Cywilna zapowiedziała, że po tym wypadku rozważa zmianę zasady odbywania kwarantanny. Dla osób, które muszą odbyć długą drogę do domu, władza pozwoli wskazać dwa miejsca do kwarantanny. Pierwsze ma być traktowane jako miejsce odpoczynku.

Tomek, Kamila i Mikołaj. (Fot. pomagam.pl)
REKLAMA