Ze zmianami czy bez zmian? Przytulisko dla kadr

Andrzej Duda i Zbigniew Rau.
Prezydent Andrzej Duda (L) podczas powołania Zbigniewa Raua (P) na stanowisko ministra spraw zagranicznych. (Fot. PAP)
REKLAMA

Nominowanie pana profesora Zbigniewa Raua ministrem spraw zagranicznych wzbudziło nadzieję, że to ministerstwo, zwłaszcza jego służby dyplomatyczne, obsadzane od czasu ministerium politycznego arywisty Geremka obywatelami polskimi żydowskiego pochodzenia, przestanie pełnić rolę „piątej kolumny” w polskiej dyplomacji, szczególnie na odcinku amerykańskim.

Żywo mamy przecież pamięci nie tak dawne czasy, gdy polskie placówki za granicą, podległe MSZ-owi, organizowały spotkania poświęcone… „polskiemu antsemityzmowi” albo gdy w przytomności polskich ambasadorów i przy braku ich reakcji pleciono publicznie bzdury o „polskich obozach koncentracyjnych”, promowano lub tolerowano inne zagraniczne, antypolskie hucpy propagandowe.

Jeszcze stosunkowo niedawno dyplomacja niby-polska pacyfikowała amerykańską Polonię organizującą się przeciw ustawi JUST-447. Prezydent Duda, podczas swej amerykańskiej wizyty, nie raczył wówczas spotkać się z protestującymi Polakami, natomiast spotkał się ze środowiskiem żydowskim. Opinia publiczna nie dowiedziała się do dzisiaj, w jakim celu.

REKLAMA

Maleńką jaskółką możliwych dzisiaj zmian była – słaba, bo słaba, ale jednak – reakcja polskiego MSZ na niedawną prowokację dwojga młodych pracowników Instytutu Polskiego w Izraelu (instytut ten podlega polskiemu MSZ), którzy podczas zadym urządzanych Polsce przez hołotę lemparcic wyszli na żydowską ulicę w Tel Awiwie z transparentem „Jebać PiS”.

Ambasador Polski w Izraelu Marek Magierowski rozwiązał z nimi natychmiast umowę o pracę, ale „za porozumieniem stron” – chociaż powinien po prostu zwolnić ich z pracy dyscyplinarnie. Po prostu wyrzucić na zbity pysk jako prowokatorów lub agentów. Dobra psu i mucha… Czy tamta prowokacja była testem żydowskich rasistów na determinację nowego kierownictwa MSZ? Wolno tak sądzić.

Tymczasem niedawno do Sejmu trafił projekt ustawy rozszerzającej bazę rekrutacyjną kadr do MSZ. Jeśli dobrze zrozumiałem intencje projektodawców, chodzi o to, by do MSZ trafiali nie tylko „urzędnicy z Warszawki czy Krakówka” – w drodze dotychczasowego, sitewnego, kolesiowatego i niejasnego naboru – ale i inni obywatele polscy, mający doświadczenie i wiedzę dotyczące tego czy innego kraju, z którym utrzymujemy stosunki dyplomatyczne. Wśród zagranicznej Polonii – ale i w kraju – nie brak takich ludzi. Byłoby to niewątpliwie znacznie lepsze kryterium naboru niż „pochodzenie żydowskie” i wynikające z niego dwuznaczne powiązania i zachowania…


POLECAMY W BIBLIOTECE WOLNOŚCI


 

Nie wiem, kiedy projekt tej ustawy będzie procedowany w Sejmie – podobno w tym roku – ale kilkanaście tygodni po jego zgłoszeniu prezydent Duda zapowiedział utworzenie w swej kancelarii Biura Polityki Międzynarodowej. Przypadek? Nie sądzę. Minister prezydencki Krzysztof Szczerski bardzo mgliście i ogólnikowo tłumaczył w mediach potrzebę powołania takiego biura – obok istniejącego już przecież przy prezydencie Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Z tłumaczenia tego wynikało tylko tyle, że „rośnie rola polityki zagranicznej”, więc prezydent „chciałby mieć na nią odpowiedni wpływ”. Z całym szacunkiem dla p.ministra Szczerskiego – taką prelekcję mógłby sobie zachować na spotkania w szkołach podstawowych, gdyby miał takowe w ramach służbowych obowiązków. Ale dlaczego traktuje w ten sposób dorosłych Polaków?

Jak zwykle zatem, gdy nie wiadomo, o co chodzi – zdani jesteśmy na domysły i spekulacje. Domyślajmy się więc i spekulujmy!

Czy nie chodzi aby o to, by w tym nowym prezydenckim Biurze Polityki Międzynarodowej stworzyć przytulisko dla kadr, które opuszczać będą Ministerstwo Spraw Zagranicznych, gdy już wejdzie w życie ustawa o rozszerzonym naborze kadrowym do MSZ? Kogo „rugnie” minister Rau, przytuli prezydenckie, nowe biuro?

Jest dość oczywiste, że w dającej się przewidzieć przyszłości nacisk Berlina na Warszawę – w celu osadzenia u władzy serwilistycznego wobec Niemiec „stronnictwa pruskiego” – nie osłabnie, a będzie się wzmagał, zwłaszcza że nowe władze w Waszyngtonie będą Polsce znacznie mniej przychylne niż administracja prezydenta Trumpa – i nawet jeśli nie zmienią swej polityki współpracy militarnej z Polską czy współtworzenia „Międzymorza”, w innych sprawach ulegać będą wpływom żydowskim, na co wyraźnie wskazują pierwsze, ważne nominacje Bidena. Obstawiony został szczelnie, ciasno: Żyd, Ron Klein został szefem kancelarii prezydenta Bidena; w Ameryce kompetencje i wpływy szefa kancelarii prezydenta są znacznie większe niż analogicznych urzędników w kancelariach prezydentów europejskich, ponadto uczestniczy w posiedzeniach rządu; Alejandro Mayorkas, Żyd (nieprawda, że jest pochodzenia mieszanego, „kubańsko-żydowskiego”), został sekretarzem bezpieczeństwa narodowego (wewnętrznego) – może sugerować prezydentowi „hierarchię” zagrożeń i „środowisk niebezpiecznych”, uczestniczy w posiedzeniach rządu; Żydówka Janet Yellen (ojciec: Jeleń?) została sekretarzem (ministrem) skarbu rządu USA; wcześniej przewodniczyła Radzie Gubernatorów osławionego Systemu Rezerwy Federalnej…

To nie wszyscy „obywatele amerykańscy żydowskiego pochodzenia”, którymi otoczył się Biden. Rozumie się, że będą oni – jak u nas za Bermana, Minca i Zambrowskiego, którzy obstawiali Bieruta – ciągnąć za sobą innych obywateli tego samego pochodzenia (nawiasem mówiąc: fasadowość amerykańskiej „demokracji” staje się coraz bardziej oczywista, a zza tych tandetnych demokratycznych dekoracji raz po raz wyziera totalizacja Ameryki przez jej żydokomunę…).

Czy zatem ewentualne przytulanie ewentualnych „wyrzutków” z MSZ w kancelarii prezydenta Dudy naprawdę mogłoby w jakikolwiek sposób pomóc polskiej polityce zagranicznej, czy też bardziej mogłoby pomóc żydowskiej penetracji polskiego życia politycznego? A może ma pomóc samemu prezydentowi Dudzie, gdy skończy się jego ostatnia kadencja?

No i oczywiście: ile będzie kosztować to nowe biuro? Ile etatów, za ile?…
Fakt, że w Polsce totalniacka opozycja dotąd nie podjęła tematu doboru kadr w polskim MSZ, świadczy dobitnie, że „kuca” ona przed żydowskimi rasistami jeszcze niżej, niż kucał dotąd PiS-owski rząd i prezydent Duda.

Oczywiście mogę się mylić: nowe biuro może szalenie „wzmocnić” polską politykę zagraniczną (nic tak nie wzmacnia polityki jak nowe biura…) i wpływ na nią prezydenta Dudy. Szybko się przekonamy…

Marian Miszalski


REKLAMA