Twitter wprowadza nowe narzędzie cenzury. Będą z niego korzystać zwykli użytkownicy

Twitter chwali się usunięciem już kilkudziesięciu tysięcy kont zwolenników Trumpa.
Twitter chwalił się w przeszłości m.in. usunięciem już kilkudziesięciu tysięcy kont zwolenników Trumpa.
REKLAMA

Twitter wprowadza nowe narzędzie cenzury, które oficjalnie ma służyć walce z „podejrzanymi” treściami i fake newsami. Nowa funkcja nosi nazwę Birdwatch. Będzie ona umożliwiała użytkownikom oznaczanie treści uznanych przez nich za fałszywe lub wprowadzające w błąd. Twitterowicze będą mogli tez wprowadzać przy nich notatki korygujące nieprawomyślne treści.

„Uważamy, że takie podejście prowadzi do szybkich reakcji w przypadku rozpowszechniania wprowadzających w błąd informacji. Dodaje kontekst, któremu ludzie ufają i który uważają za wartościowy.

Gdy zaistnieje globalny konsensus, będziemy się starać, by ostatecznie notatki były widoczne bezpośrednio w tweetach” – oświadczył na swoim blogu wiceprezes Twittera Keith Coleman.

REKLAMA

Birdwatch jest na razie w fazie testów. Na początku ma funkcjonować w oderwaniu od Twittera. Żeby moderować „podejrzane” treści trzeba osobno zainstalować Birdwatch Site.

Na razie treść zamieszczanych tam wpisów będzie widoczna wyłącznie dla użytkowników nowego narzędzia cenzorskiego. Aplikacja nie jest jeszcze dostępna w Polsce.

Coleman twierdzi, że „sama społeczność ceni sobie możliwość moderacji treści (bez ingerencji Twittera lub organu centralnego) i docenia, że notatki dostarczają przydatnego kontekstu, aby pomóc im lepiej zrozumieć i ocenić Tweet (zamiast skupiać się na oznaczaniu treści jako „fałszywy”)”.

„Naszym celem jest zbudowanie Birdwatch na otwartej przestrzeni i ukształtowanie go przez społeczność Twittera” – utrzymywał wiceprezes medium.

Wcześniej polityka Twittera ograniczała się jedynie do arbitralnego oznaczania niektórych wpisów użytkowników, w tym byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, jako „nieprawdziwe” lub „wprowadzające w błąd”.

Teraz jednak platforma przerzuca część cenzorskiej władzy na samych użytkowników.

„Wiemy, że może na początku może to powodować bałagan i czasami stwarzać problemy, ale uważamy, że jest to model, który warto wypróbować. Zachęcamy do wspólnego uczenia się nowego narzędzia, ponieważ nadal badamy różne sposoby rozwiązywania powszechnych problemów” – zachęcał Coleman.

Źródło: blog.twitter.com

REKLAMA