
26 stycznia prezydent Estonii Kersti Kaljulaid powołała rząd Kai Kallas, liderki prounijnej Partii Reform. Na czele kraju stoją już więc dwie kobiety i jakoś nikt nie martwi się o „parytety”.
Mniejsza zresztą o płeć, bo bardziej chodzi o poglądy. Kallas raczej nadbałtycką Thatcher nie będzie, chociaż – teoretycznie – jest liberałem, podobno także ekonomicznym. Stoi na czele koalicji, którą utworzyła jej Partii Reform ze wspieraną przez rosyjskojęzyczny elektorat Partią Centrum ustępującego premiera Juriego Ratasa. To dwie największe partie w Riigikogu i obie podzieliły się ministerstwami po równo.
43-letnia Kaja Kallas to była eurodeputowana. Urodziła się w Tallinie, była prawnikiem. Praktykę adwokacką zawiesiła w 2011 roku. Jej koalicja może liczyć na 70 głosów.
„Słońce już wzeszło, a Estonia zyska nowy rząd. Dwa tygodnie to nie długi czas na uformowanie nowej koalicji. Jednak nie dane nam było więcej, gdyż każdy dzień przynosi nowe wieści o ludziach dotkniętych wirusem”. – mówiła podczas zaprzysiężenia rządu prezydent Kersti Kaljulaid.
Ustępujący premier Juri Ratas podał swój II centro-prawicowy rząd do dymisji 13 stycznia w związku ze śledztwem prokuratury oraz Służby Bezpieczeństwa Wewnętrznego dotyczącym inwestycji budowlanej w Tallinie i podejrzenia korupcji wśród niektórych członków dwóch partii koalicyjnych.
Źródło: PAP