Łupić i inwigilować. PiS ma kolejne niespodzianki dla kierowców

Bramka na autostradzie A4 w Gliwicach/fot. ilustracyjne/fot. PAP/Andrzej Grygiel
REKLAMA

Rząd nie wyklucza wprowadzenia opłat na drogach ekspresowych. Służyć ma do tego system poboru pozwalający skarbówce śledzić obywateli.

Odkąd za pobór opłat drogowych odpowiada państwo, trwa nieustanna praca urzędników nad nowym systemem pobierania myta. Nowy pomysł Ministerstwa Finansów, które teraz odpowiada za grabienie użytkowników dróg, pozwoli nie tylko na dodatkowe łupienie kierowców, ale też na inwigilację obywateli. Takich rozwiązań do śledzenia nie ma nawet w Chinach.

Rząd PiS planuje wprowadzić od kwietnia system satelitarnej lokalizacji samochodów e-toll. Na początku objąć on miałby ciężarówki i pozwolić na pobór opłat. Od lipca zaś miałby dotyczyć też samochodów osobowych. Kierowcy pobieraliby aplikację pozwalającą ich śledzić i dzięki niej uiszczaliby opłatę za przejazd płatnymi odcinkami autostrad.

REKLAMA

I tu mamy do czynienia z kolejną „niespodzianką”, która przygotował rząd PiS. Pytane przez Wirtualną Polskę Ministerstwo Infrastruktury nie wyklucza, iż docelowo nowy system obejmie również drogi ekspresowe w Polsce, którymi przejazd jest darmowy. Mielibyśmy nie tylko płacić za drogi, które były darmowe, ale bylibyśmy też nieustannie śledzeni korzystając z nich. Kosztujący prawie pół miliarda złotych system nie jest wykorzystywany nigdzie na świecie, bo polega zwyczajnie na inwigilacji.

– Architektura systemu jest tworzona tak, aby w przyszłości możliwe było objęcie nim wybranej sieci dróg ekspresowych i autostrad w Polsce – mówi w rozmowie z WP rzecznik resortu Szymon Huptyś.

Ekspert Dawid Piekarz z Instytutu Staszica, który przygotował raport o poborze opłat, uważa, że wprowadzenie myta za przejazdy drogami, które dziś są darmowe, to realna perspektywa. Rząd PiS nie tylko nałożyłby na nas kolejny haracz, ale wdrożyłby system śledzenia obywateli

– Główne wątpliwości wynikają z kwestii prawnych i konstytucyjnych. System satelitarny pozwala w bezprecedensowy sposób śledzić poruszanie się pojazdu prywatnego i jego właściciela – wręcz go inwigilować go – mówi portalowi Dawid Piekarz z Instytutu Staszica. – Dlatego taki system w stosunku do osobówek nie jest stosowany nigdzie na świecie, nawet w Chinach, gdzie technologia jak i inwigilacja obywatela są bezprecedensowe.

Podobnego zdania jest Adrian Furgalski, szef Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. – Wprowadzenie geolokalizacji spowoduje brak spójności z obecnie funkcjonującymi systemami videotollingu na odcinkach A1 i A4 zarządzanych przez koncesjonariuszy (…) O wiele taniej i korzystniej dla kierowców, oraz Skarbu Państwa, byłoby rozwijać obecnie stosowany system – mówi.

Tak twierdzi również firma Kapsch, która zarządzała systemem opłat do czasu kiedy przejęły go kolejne rządowe instytucje PiS i zapanował chaos, a państwo zaczęło ponosić straty.Stosowanie poboru opłat opartego o geolokalizację ma uzasadnienie w przypadku pojazdów ciężarowych, których właściciele zarabiają na korzystaniu z sieci drogowej i najbardziej również przyczyniają się do jej zużycia (…). Tych argumentów nie można zastosować do pojazdów lekkich” –cytuje oświadczenie spółki portal WP. „System oparty o geolokalizację w przypadku samochodów osobowych jest obarczony swoistym „grzechem pierworodnym” – niechęcią użytkowników, spowodowaną obawą o inwigilację, a dla tych, którzy są wykluczeni cyfrowo lub właśnie chcą uniknąć tej inwigilacji – koniecznością biurokratycznego planowania podróż”.

Tak więc wedle nowych pomysłów PiS możemy nie tylko więcej płacić za drogi, ale też Polacy przy okazji podróży samochodem będą śledzeni przez skarbówkę. Kto nie będzie chciał być śledzony, będzie musiał kupować winiety na stacjach. PiS, choć ma gotowe rozwiązania stosowane w wielu krajach, brnie w kosztowny i niebezpieczny system, który będzie budził problemy prawne.

REKLAMA