
Akcja #OtwieraMY w Polsce staje się wśród przedsiębiorców coraz bardziej popularna. Rząd jednak wciąż uparcie ma za nic ich przyszłość i Polaków próbujących ratować swoja przyszłość nęka kolejnymi kontrolami. Jak podaje „Rzeczpospolita”, w jednym lokalu potrafi się ich pojawić kilka na raz.
Szacuje się, że obecnie na terenie całego kraju, mimo obostrzeń, otwartych zostało ok. 500 firm. Dla niepokornych przedsiębiorców rząd przygotował kilka niemiłych niespodzianek. Po pierwsze mandaty i kary sanepidu, poza tym odebranie prawa do uzyskania pomocy od państwa za lockdown. Zdarzają się nawet przypadki kontroli straży pożarnej czy kominiarzy.
„Ale tylko średnio w co dziesiątej jest wymierzana kara. Na razie pojedyncza. Czy będzie ich więcej? Przedsiębiorcy obawiają się, że mogą być wymierzane nawet codziennie wobec tej samej firmy” – podaje „Rzeczpospolita”.
Ale czy za to samo można karać dwa razy? – To byłoby niezgodne z prawem – odpowiada gazecie adwokat Marta Lech.
„Rzeczpospolita” ustaliła, że od momentu wprowadzenia obostrzeń sanepid wydał 4,5 tys. decyzji o ukaraniu m.in. za łamanie zasad kwarantanny czy ograniczeń dotyczących działalności gospodarczej. W sumie Polacy z tego tytułu zapłacili 24,5 mln zł. „Tylko od 14 stycznia sanepid na naruszających przepisy przeciwepidemiczne nałożył kary na kwotę 245 tys. zł” – czytamy.
Niepokorni biznesmeni, którzy postanowili ratować się i wznowić działalność mimo rządowych zakazów, muszą liczyć się z ryzykiem kontroli. – Przetrwałem pięć kontroli. O karach nic nie wiem. Po ostatniej kontroli dostałem decyzję o zamknięciu lokalu – powiedział „Rzeczpospolitej” przedsiębiorca, właściciel pubu w Gorzowie.
W Olsztynie otworzyło się pięć lokali. Ich właściciele nie mają jednak łatwego życia.
– Przyszli kontrolerzy od razu z trzech instytucji – straży, służby celno-skarbowej i sanepidu wraz z policją. Straż nic nie stwierdziła, podobnie służba celno-skarbowa. Ludzie z sanepidu zapewniali, że nie kontrolują, tylko patrzą, co się zmieniło od ostatniej wizyty. Nękali mnie telefonami po północy. Jak dotąd nie otrzymałem żadnej kary – powiedział Adrian Kwapiński, właściciel olsztyńskiego klubu.
Wiele firm pootwierało się na południu Polski. Nie wszędzie sytuacja wygląda tak samo. Akcja #OtwieraMY popularna jest np. w Wiśle, bo tam wyciągi należą do prywatnych przedsiębiorców.
– W Szczyrku jest inaczej, to duzi operatorzy, w przypadku SON to firma giełdowa – tłumaczył „RP” różnice Mirosław Bator, prezes Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej. W związku z tym w Szczyrku pozamykane są pensjonaty i hotele, a restauracje serwują tylko na wynos.
– Szacujemy, że ok. jedna trzecia biznesów w Wiśle jest otwarta. Pomimo pierwszych kontroli nie ma informacji, czy któryś z przedsiębiorców został ukarany. Wszyscy dostosowali się do reżimu sanitarnego – przyznała „RP” Karolina Wantulok, prezes Wiślańskiej Organizacji Turystycznej.