
Konia kują, a żaba podstawia nogę… Francuski prezydent Emmanuel Macron mówił o „nowej fali przemocy w naszych demokracjach” i porównał atak na Kapitol w USA do… do ruchu „żółtych kamizelek” u siebie.
Emmanuel Macron zrobił to w wywiadzie dla amerykańskiego think tanku „Atlantic Council”. Analogia dość odważna. Jednak i oficjalne media francuskie od pewnego czasu piszą o „zagrożeniu Republiki” przez „skrajnie prawicowych” aktywistów, chociaż bomby podkładają tu raczej… islamiści.
Prezydent Republiki potępił w wywiadzie „nowy styl życia” oparty na przemocy. Może to być dość wygodna teza w aspekcie przyszłych wyborów prezydenckich. Populiści rozrabiają, więc trzeba położyć populistycznym partiom i politykom (np. Marine Le Pen) zaporę.
Porównywanie ruchu „żółtych kamizelek” z poczuciem sfałszowania wyborów w USA nie wydaje się nijak uzasadnione. Macron nie tylko snuje tu analogie pomiędzy Francją 2018 i USA 2021, ale dodaje, że „przemoc w naszych demokracjach, w dużej mierze powiązana jest z sieciami społecznościowymi”.
„Myślę przede wszystkim, że przemoc, nienawiść i ksenofobia wróciły do naszych społeczeństw” – twierdzi francuski prezydent i dodaje, że zauważa „zmianę antropologiczną”. Może chodzi mu tu o „człowieka-bizona”, ale bardziej na poważnie, zalatuje to chęcią kontrolowania internetu, z tym, że nie na poziomie cenzury wewnętrznej mediów społecznościowych, ale cenzury państwowej.
Emmanuel Macron postrzega „klimat przemocy” jako wyzwanie. „Dla normalnych ludzi jest to niedopuszczalne i spodziewają się, że powstrzymamy taką przemoc” – dodaje. I chyba wszystko jasne. Będzie walka z populizmem, mową nienawiści, społeczną przemocą (tą „prawicową”). Francja zaś chętnie w tym przedmiocie odnowi sojusz transatlantycki z Bidenem.
Źródło: Valeurs Actuelles