
Kreml kpi z UE w żywe oczy. Pomimo pwoszechnej krytyki, szef unijnej dyplomacji Josep Borrell wybrał się do Moskwy. Usłyszał od MSZ Siergieja Ławrowa prosto w oczy, że UE jest „niewiarygodnym partnerem”. Borrel pigułę przełknął, a Bruksela oświadczyła, że tych słów nie będzie komentować.
Na tym nie koniec. Tego samego dnia, nie bawiąc się w dyplomację i obecność Borrella, Rosja wydaliła trzech europejskich dyplomatów. Chodzi o dyplomatów z Niemiec, Polski i Szwecji. Według nieoficjalnych informacji, brali oni udział w nielegalnych wiecach poparcia dla uwięzionego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego.
Komisja Europejska była pytana także, dlaczego Borrell nie spotkał się z uwięzionym Nawalnym? Rzeczniczka KE Nabila Massrali odpowiedziała, że takie spotkanie nie odbyło się, dlatego że mogłoby stworzyć „błędne wrażenie”, że… UE akceptuje jego uwięzienie.
Dziennikarze wytknęli Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych (ESDZ) niekonsekwencję i sprzeczności w narracji. Przed wizytą w Moskwie rzecznik Borrella Peter Stano powtarzał, że do spotkania z Nawalnym dojdzie, jeśli uda się to uzgodnić z gospodarzami wizyty. Nie było natomiast mowy, że spotkania i wyrażanie wsparcia dla uwięzionych dysydentów są przez ESDZ traktowane, jako poparcie dla łamania praw człowieka.
W dokumencie KE potępiającym uwięzienie Nawalnego nie znalazło się nic o ewentualnych sankcjach na Rosję. Według PAP, z nieoficjalnych informacji wynika, że przeciwko umieszczeniu tego słowa w oświadczeniu były m.in. Niemcy i Francja.
Ławrow i tak jednak tupnął nogą i stwierdził, że Moskwa zauważyła, iż Bruksela w coraz większym stopniu zachowuje się jak USA i nakłada jednostronne ograniczenia na kraje. Kolejna niekonsekwencja i porażka UE.
Źródło: PAP