Sposób na uniknięcie deportacji przez nielegalnych imigrantów z Francji jest prosty. Wystarczy odmówić poddania się testowi na koronawirusa. Negatywny wynik testu jest konieczny, by delikwenta wsadzić do samolotu i odesłać do kraju pochodzenia.
Migranci o tym wiedzą i korzystają z takiej możliwości odwleczenia deportacji. Państwo w świetle prawa jest bezsilne.
W teorii, bo w praktyce ucieka się do nadużywania zasad prawa, by takich opornych jednak jakoś ukarać.
Okazuje się, że wprowadzona w teorii ochrona praw człowieka obraca się w sumie przeciw osobom chronionym, państwo sięga po środki pozaprawne i się degeneruje, policjantom opadają ręce i odechciewa im się pracy.
Ale po kolei. Czterech migrantów z ośrodka zatrzymań administracyjnych (CRA) w Paryżu-Vincennes (12. dzielnica) miało zostać wydalonych do Afryki. Jednak odmówili poddania się testom na obecność Covid-19, więc wezwano… policję.
Do ekspulsji nie doszło, ale wsadzono ich do aresztu i urządzono „zastępczy” natychmiastowy proces. Wyroki po 3 miesiące zapadły za „utrudnianie i uchylanie się od wykonania polecenia związanego z deportacją na granicę”.
Adwokaci będą apelować. Ich zdaniem to „poważne naruszenie wolności”. Nie było powodu do zatrzymania policyjnego, bo test na koronawirusa to „akt medyczny”, indywidualna decyzja, z prawem do odmowy – mówi całkiem słusznie adwokat Martin Vettes, który broni jednego z migrantów.
Z drugiej strony wiedza o odroczeniu deportacji przez odmowę testu stała się wśród migrantów powszechna i korzystają z niej coraz częściej. Taka tendencja trwa od kilku miesięcy, a areszty policyjne są przepełnione.
„Wykonujemy swoją pracę, ale tracimy wiele czas na takie sprawy” – mówił dziennikowi jeden z funkcjonariuszy. Zabawa migrantów i republiki w dziwną „ciuciubabkę” trwa sobie w najlepsze.