Joe Biden zorganizuje międzynarodowy „Szczyt Demokracji”

REKLAMA

Jeszcze podczas kampanii wyborczej sztab Joe Bidena twierdził, że istnieje pilna potrzeba zwołania międzynarodowego szczytu „w obronie demokracji” – w obliczu szerzącego się rzekomo „autorytaryzmu”. Celem takiego spędu miałoby być odwrócenie niekorzystnych trendów – odchodzenia od „demokratycznych wartości”.

Joe Biden zapowiedział, już po objęciu fotela prezydenta, że zwoła międzynarodowy Szczyt Demokracji, by „odnowić ducha i wspólny cel narodów Wolnego Świata”.

Jak podkreśla guardian.com, „Szczyt na rzecz Demokracji” zakłada i de facto wzmacnia podział między tzw. narodami Wolnego Świata oraz pozostałą częścią globu. Brytyjski portal twierdzi, że szczyt „przywraca mentalną mapę, którą po raz pierwszy nakreślili menadżerowie amerykańskiej polityki zagranicznej osiem dekad temu podczas II wojny światowej”. – To jest walka między światem niewolników a wolnym światem – mówił wiceprezydent Henry Wallace w 1942 roku. Wzywał wówczas do „całkowitego zwycięstwa w tej wojnie wyzwoleńczej”.

REKLAMA

Zdaniem guardian.com, „nie żyjemy już w świecie Wallace’a”. Medium wzywa do poprawy życia w USA oraz współpracy z innymi partnerami. Brytyjski dziennik obawia się, że „Szczyt Demokracji” może sprawić, że świat będzie mniej bezpieczny, zaostrzy antagonizmy z innymi państwami, a także zmniejszy szanse na szeroką współpracę.

Problematyczni „nieliberalni sojusznicy”

Przedmiotem zainteresowania medium jest także pytanie, czy Węgry, Polska i Turcja byłyby na ten szczyt zaproszone, jako „nieliberalni sojusznicy z NATO”.

„Samorządność w kraju, samostanowienie za granicą i współpraca międzyludzka – to powinny być hasła nowej agendy demokracji (…) Będzie to wymagało od Stanów Zjednoczonych praktykowania demokracji w stosunkach zagranicznych, a nie żądania od cudzoziemców demokratyzacji” – czytamy.

Z koeli według think tanku Council onn Foreign Relations, „po zamieszkach na Kapitolu, szczyt Bidena na rzecz demokracji jest bardziej potrzebny niż kiedykolwiek”. Zdaniem tej organizacji, zwłaszcza dziś, bardziej niż kiedykolwiek, przywódcy demokracji muszą się trzymać razem.

Podczas zwołanego przez Bidena szczytu, zaproszone kraje miałyby potwierdzić zobowiązanie do rządzenia zgodnie z wolą rządzących, przyznać, że demokracje wciąż trwają. Miałyby także zobowiązać się indywidualnie i zbiorowo do stawienia oporu tym, którzy kwestionują wspólne „zasady demokracji”. Zarówno w kraju, jak i za granicą. De facto chodzi o zobowiązanie się do zwalczania „prawicowych ekstremistów”, „białej supremacji”, „ksenofobii” itp.

Biden ma wieść „państwa demokratyczne” także na wojnę z „autorytarnymi rządami” Władimira Putina, Xi Jinpinga, Reccepa Tayyipa Erdogana, Rodrigo Duterte z Filipin, Abdel Fattah el-Sisi z Egiptu, Jair Bolsonaro z Brazylii, czy Kim Dzong Una z Korei Północnej.

Jeszcze przed szarżą na Kapitol, środowisko Bidena zastanawiało się nad listą „demokratycznych” gości. Problemem wydawało się zapraszanie Brazylii, Węgier, Filipin, czy Turcji oraz Indii, które dyskryminują mniejszość muzułmańską.

Kolejnym zagrożeniem miała być potencjalna możliwość doprowadzenia do geopolitycznych podziałów, przyspieszając rozłam na świecie na państwa demokratyczne i niedemokratyczne. Zdaniem CfR może to „podważyć perspektywy pragmatycznej współpracy z autorytarnymi potęgami, takimi jak Chiny i Rosja”.

„Niewiarygodność amerykańskiej demokracji”

Największym jednak wyzwaniem ma być wewnętrzny podział w USA, co może stanowić o niewiarygodności tego kraju w promocji „demokracji” na świecie. Podnosząc m.in. ten argument James Goldgeier oraz Bruce Jentleson chcą odwieść Bidena od pomysłu organizacji „Szczytu Demokratycznego”. Z kolei CfR twierdzi, że „nie ma powodu, aby międzynarodowy Szczyt Demokracji nie mógł jednocześnie uznać kruchości amerykańskiej demokracji i nalegać na uniwersalność demokratycznych zasad”.

Celem szczytu miałaby być promocja „otwartej, szczerej rozmowy na temat wspólnych wyzwań, przed którymi stoją wszystkie demokracje pluralistyczne, pracując nad wprowadzeniem swoich ideałów w życie i budowaniem odpowiedzialnych instytucji, które są wystarczająco odporne, aby stawić czoła populistycznym demagogom, ujawniać korupcję, zagraniczną ingerencję i zwalczać dezinformację w erze cyfrowej”.

Istotną rolę podczas „demokratycznego szczytu” miałyby odgrywać organizacje pozarządowe. Pod dyskusję miałaby być poddana kwestia uregulowania roli gigantów technologicznych ze względu na ich wpływ na debatę polityczną oraz cenzurę poglądów.

Źródła: guardian.com/cfr.org

REKLAMA