Krakowskie archiwa miejskie przeszły w inny wymiar. Są zdigitalizowane w „chmurze”

Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. / fot. PAP/Stanisław Rozpędzik
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. / fot. PAP/Stanisław Rozpędzik
REKLAMA

Miasto Kraków to jednak czołówka postępu. Tak zdigitalizowali swoje archiwa, że te niemal w całości znalazły się w „chmurze”. I to dosłownie…

Pożar archiwum miejskiego trwa i trwa, a dokumenty płoną i płoną. Najnowsza wersja sugeruje jakieś zwarcie instalacji. Tymczasem był to nowoczesny budynek ze wszystkimi możliwymi zabezpieczeniami.

Nic dziwnego, że krakowskie gołębie od początku gruchają, że saùo przez się nasuwa się po prostu podpalenie. Powodów było zapewne tyle ile akt dotyczących przetargów, miejskich prywatyzacji, itp.

REKLAMA

Te same gołębie jeszcze przy okazji wyborów samorządowych gruchały, że prezydent miasta Majchrowski miał ochotę przejść już na emeryturę, ale „otoczenie” nie pozwoliło, bo w końcu jakiś obcy mógłby obejrzeć z bliska miejscowe układy.

Takie pożary to zacieranie śladów, a może i szykowanie bezpiecznego lądowania układu na przyszłość. Tajemnicą Poliszynela było, że Kraków nie gorszy od Warszawy i historie tutejszych kamienic, lokali, deweloperki, przetargów, to zarazem historie różnych układów.

W spalonym archiwum znajdowały się dokumenty ze wszystkich wydziałów magistratu oraz miejskich instytucji. Niektóre da się odtworzyć, chociaż wątpliwe, by miasto znalazło na to pieniądze. Inne zostaną już tylko w „chmurze”.

Podobno system alarmowy się włączył, straż została powiadomiona, system „suchego” gaszenia również zadziałał. Tylko, że we wtorek 9 lutego jeszcze się paliło. Po otwarciu archiwum prezydent Jacek Majchrowski z dumą mówił, że „pierwsze w Polsce archiwum samorządowe, które jest wybudowane na nowo”, a decyzja zapadła ze względu na „coraz bardziej restrykcyjne przepisy o składowaniu akt. (…) Chcieliśmy zapewnić odpowiednie warunki. I to się udało. Jest piękny, nowoczesny obiekt”. Rzeczywiście „się udało”…

REKLAMA