
Cała energetyka odnawialna w Niemczech stoi i nie produkuje prądu. Przed zamarznięciem i brakiem światła Niemców ratują elektrownie węglowe i atomowe, które rząd niemiecki chce zamknąć.
Niemcy to europejski, a może i światowy czempion w dziedzinie pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych – wiatru i światła słonecznego.
W całym kraju zainstalowanych jest 30 tysięcy dużych turbin wiatrowych i miliony paneli fotowoltaicznych. Teraz, od kilku tygodni są one całkowicie bezużyteczne.
Gdyby nie elektrownie węglowe, które pracują pełna mocą Niemcy, a zwłaszcza Brandenburgia z Berlinem pogrążone byłyby w ciemnościach.
Zgodnie z raportem przedstawionym przez telewizję RBB (Berlin-Brandenburg) stolica Niemiec jest o krok od tego, że będą wielkie przerwy w dostawie energii. Zlokalizowane na Łużycach elektrownie węglowe pracują pełna mocą i są na skraju swych możliwości.
– Dostawa energii wiatrowej i fotowoltaicznej wynosi od 0 do 2 lub 3 procent – czyli de facto zero. Na wielu wykresach widać, że mamy dni, tygodnie w roku, w którym nie ma ani wiatru, ani energii słonecznej. Szczególnie tym razem na przykład – nie ma wiatru i fotowoltaika też nie działa, a często zdarza się, że wiatr jest bardzo słaby. Muszę powiedzieć, że są to rzeczy, które zostały fizycznie ustalone i znane są od wieków, a my po prostu całkowicie to zignorowaliśmy w czasie dyskusji na temat zielonych energii – mówi profesor Harald Schwarz z Uniwersytetu w Cottbus, który zajmuje się przesyłem i dystrybucją energii.
Turbiny się nie kręcą, panele fotowoltaiczne są pokryte śniegiem i tak naprawdę urządzenia nie tylko nie dostarczają nawet tych 2 procent energii, ale w wielu miejscach same jej jeszcze potrzebują. Chodzi o ich wewnętrzne funkcjonowanie, by nie padły dokładnie tak jak zdarza się to z akumulatorami w samochodach, tak, że pojazdów nie da się uruchomić.
Profesor Schwarz wskazuje na iluzję, iż do 2030 roku Niemcy mogłyby całkowicie przestawić się na energie zieloną. Powtórka z takiej sytuacji jak teraz w roku 2030 oznaczałaby, że w Niemczech w ogóle nie byłoby prądu i całą energię trzeba byłoby importować z polskich elektrowni na węgiel i francuskich atomowych.
To kolejny w tym roku przypadek w Europie, który pokazuje jak motywowany ideologią rozwój energetyki zagraża funkcjonowaniu państwa. Tak stało się w Szwecji, która po wygaszeniu reaktorów atomowych musiała w tym roku importować „brudną” energię z Polski, Litwy, a także właśnie Niemiec.
Kryzys energetyczny spowodował debatę, w której politycy opozycji oskarżają rządzących o jego wywołanie.