
Rozmiary polskiej biurokracji są jak kosmos – nikt nie potrafi określić jak są wielkie, a jedyne co wiadomo, to to, że cały czas się rozrastają. Płacą za to oczywiście w podatkach sami obywatele. Polski rząd i samorządowcy powinni spojrzeć za wschodnią granicę, żeby nauczyć się jak obcinać etaty wśród urzędników.
Takiej prędkości jak rada miasta Dniepr na Ukrainie nie osiągnęła nawet broń hipersoniczna Putina, polscy artyści w pogoni za rządowymi dotacjami, ani Gołota uciekający przed Tysonem. Głosowanie podczas, którego o 25 proc. zredukowano liczbę urzędniczych etatów było ekspresowe.
Specjalna sesja trwała dziewięć minut, podczas posiedzenia zdążono dwukrotnie zagrać hymn państwowy, a w zaledwie niecałą minutę zwolnić 655 urzędników.
Po środowej sesji w Dnieprze pozostało więc już tylko 1 141 urzędników. Mer miasta Borys Fiłatow już wcześniej zapowiedział w mediach społecznościowych ostre cięcia.
„Fiłatow tłumaczył, że celem była optymalizacja struktury biura mera, co spowodowało pożegnanie się z niektórymi pracownikami z organów wykonawczych, komunalnych i części instytucji.
Wyjaśniał, że niektóre przedsiębiorstwa państwowe mają się połączyć, inne stanowiska się dublowały, istniały również nadwyżki personelu, a praca polegająca na 'przekładaniu papierów’ będzie zastąpiona rozwiązaniami technologicznymi” – podaje WP.pl.
Polityk zaznacza, że zdaje sobie sprawę, że jego reformy są drastyczne, ale robi to dla doba miasta. Zapowiedział też, że to jeszcze nie koniec, a w kolejce po szpitalach i urzędach czekają jeszcze biblioteki i szkoły.
Cóż, chciałoby się, żeby i polscy politycy oraz samorządowcy spojrzeli trzeźwym okiem na finanse publiczne i zaczęli likwidować etaty polegające na „przerzucaniu papierów”. Nie jest chyba żadną tajemnicą, że to strategia tworzenia stołków dla swoich, więc rezygnacja z tego byłaby bardzo ciężka.
I tak, przytłoczeni reżimem podatkowy obywatele, muszą jeszcze karmić masę urzędników, bez których spokojnie można by było się obejść.
Źródła: NCzas.com, WP.pl