Korwin-Mikke: Obyczaje i zachowanie konserwatysty. Nowy System ulegnie zniszczeniu

Janusz Korwin-Mikke Źródło: PAP
Janusz Korwin-Mikke Źródło: PAP
REKLAMA

Przede wszystkim: kim jest „konserwatysta”? Wbrew pozorom, nie jest to proste pytanie. Zajmuję się nim sine ira & studio, bo ja nie jestem konserwatystą; jestem reakcjonistą.

Jestem reakcjonistą nie tylko w opozycji do popularnego znaczenia słowa „konserwatysta” = „Facet, który pragnie na zawsze (lub przynajmniej na długi czas) zakonserwować to, co jest teraz”. W tym sensie mówiono w czasach śp. Leonida Breżniewa o „konserwatystach na Kremlu”.

To byłaby zresztą bardzo dobra definicja, odpowiadająca zasadniczemu znaczeniu tego słowa. Teraz „postępowiec”, „progresywista” byłby kimś pragnącym ruszyć te stosunki „do przodu” – a „wsteczniak” czy „reakcjonista” chciałby je cofnąć.

REKLAMA

I tu już dwa pytania:

1) Jeśli reakcjonista chce się cofnąć, to do jakiego punktu? Jeśli żyjemy w epoce Stalina, to czy można być „reakcjonistą”, domagając się powrotu bolszewizmu? To akurat nikomu nie przyszłoby do głowy – acz jest w pełni uzasadnione przy tej definicji. Co jednak, jeśli chcemy cofnąć się z dzisiejszej Francji do La Belle Epoque z końca XIX wieku czy do Restauracji z roku 1814, do Napoleona? Do rządów Jakobinów? Do monarchii Ludwików? Czy jeszcze dalej? Termin jest, jak widać, niejasny.

2) Jeszcze gorzej w przypadku „postępowca”. O ile Przeszłość jest w miarę dobrze znana, o tyle Przyszłość znana nie jest. Nie znał jej jakobin z 1790 roku – i przez „postęp” na pewno nie rozumiałby nadciągającej Reakcji Thermidoriańskiej, Napoleonizmu czy Restauracji z 1814 roku. Ta Reakcja była dość logicznym skutkiem Rewolucji – i dla mnie to jest postęp – ale progresywista z 1790 roku przez „postęp” rozumiałby raczej zwiększenie liczby gilotyn. I wśród Czerwonych Khmerów byli politycy, którzy uważali, że piekłoszczyk Pol Pot, który wymordował jedną trzecią narodu, był zacofańcem, który wzdrygał się przed prawdziwie rewolucyjnymi posunięciami…

Jak to określił śp. Gabriel da Costa (aka Uriel d’Acosta), a może nawet jeszcze śp. Akiba ben Józef: „Wszystko już było”. Tak więc i cofając się, i (mam nadzieję – bo być może zbliżamy się do końca cywilizacji) idąc naprzód, kiedyś trafimy na odpowiadający nam system. Określmy więc rzecz ortolinijnie: „postęp” oznacza rozwój i powiększenie dominujących obecnie cech, a „reakcja” – odwrotnie. Są to pojęcia dynamiczne: gdy płyniemy kajakiem po krętej rzece, co chwila przed nami jest co innego; i za nami – też.

Wracając do konserwatyzmu: to czego w takim razie chcą ludzie, których dziś nazywa się konserwatystami?

Ja za konserwatystę uważam człowieka, który chce zachować te cechy naszej cywilizacji, które umożliwiały jej rozwój. Nie jest to jednak pogląd dominujący ani wśród samych konserwatystów – ani wśród politologów. Mówi się raczej, że są to ludzie, którzy na zmiany patrzą podejrzliwie, na pewno nie godzą się na zmiany dla samych zmian – ale też na zmiany się godzą, pod warunkiem, że nie zrywają one ani nie zmieniają zasadniczo charakteru cywilizacji czy kultury, nie naruszają równowagi.

Układ może być w stanie równowagi chwiejnej (jak kulka położona na szczycie półkuli), trwałej (jak na dnie półkuli) i obojętnej (kulka na płaskości). W zasadzie wszystkie układy, które widzimy, są w równowadze trwałej – bo gdyby były w nietrwałej, to by się stoczyły (a równowaga obojętna się nie zdarza, bo w rzeczywistości idealnie płaskie powierzchnie nie istnieją…). Niestety, „miseczki”, w których są położone, mają ograniczoną powierzchnię – i kulka przy nagłym ruchu może przelecieć przez brzeg miseczki…

…i tego właśnie nie chcą konserwatyści.

Sprawa jednak nie jest taka prosta. Weźmy na przykład rower zjeżdżający po zboczu. Gdy patrzymy na niego z tyłu, wydaje się być w stanie równowagi trwałej (bo żyra, jakim są koła, przywracają rower do pionu nawet, jeśli rowerzysta o tym nie myśli). Jeśli jednak patrzymy z boku, to widzimy, że rower rozpędza się coraz bardziej – a reszta zależy od kształtu górki: jeśli będzie ona prosta, rower osiągnie prędkość maksymalną i będzie się z nią dalej poruszał; jeśli natomiast pochyłość się zwiększa i kończy jakąś przepaścią, to równowaga jest katastrofalnie chwiejna.

Dlatego konserwatyście nie chodzi o to, by system był w stanie równowagi – ale też i o to, by nie wmontowano weń mechanizmu, który go w przyszłości przeniesie w stan równowagi chwiejnej. Konserwatysta wie, że sprzężenia zwrotne w systemie są bezpieczne – a nowe, proponowane przez postępowców, nie. Skąd to wie? Stąd, że stare działały – a nowe nie są jeszcze wypróbowane, jak nie przymierzając szczepionki Pfizera i innych.

Konserwatysta wie, że sprzężeń utrzymujących układ w położeniu równowagi jest bardzo wiele – praktycznie nieskończoność. Nie znamy ich działania (i bardzo dobrze, bo wtedy byłaby pokusa, by przy nich manipulować!), więc nie wiemy, do czego mogą doprowadzić zmiany. Przykładowo: w normalnie działającym społeczeństwie pojawia się wspaniała szminka, powodująca jednak, że szansa, iż kobieta urodzi chłopca, jest o 20% wyższa. Niby drobiazg – ale za kilkadziesiąt lat w społeczeństwie zabraknie kobiet, normalnie spokojny naród staje się agresywny, szuka w okolicy jakichś „Sabinek” – i może rozzłościć większego sąsiada, który urządzi odwetową wyprawę. A wszystko przez rewelacyjną szminkę do ust.

Konserwatysta zgadza się, że postępowiec przeanalizował cechy proponowanego przezeń Nowego, Lepszego Modelu. Badania wykazują, że będzie to działało bardzo dobrze. Niestety: ilość cech jest ogromna – a postępowiec przeanalizował działanie tylko kilku czy kilkunastu. Więc nigdy nie wiadomo, czy naruszenie współdziałania jakichś cech nie uruchomi sprzężenia zwrotnego dodatniego, które powoli (albo i szybko…) rozwali system.

To ziarnko, które kiełkując, rozwali układ, może być mało widoczne. Konserwatysta bardzo się tego boi. Natomiast postępowiec wręcz wzywa do użycia takich metod do rozwalenia systemu. Na przykład obecna budowa Nowego Porządku Świata oparta była na świadomym zaimplementowaniu do cywilizacji takich zasad – i trzeba przyznać, że jest to starannie przemyślane.

Na szczęście nie tylko rdzenny układ ma wiele sprzężeń. Nawet sztucznie stworzone systemy szybko nabierają swoistych właściwości – i… ich twórcy stwierdzają czasem z przerażeniem, że robią one co innego, niżby chcieli.

I teraz pytanie: Nowy System ulegnie zniszczeniu; czy jednak przy okazji nie rozwali (zamiast go zmienić) Starego?

Janusz Korwin-Mikke


Najwyższy Czas! 05-06 (2021)

REKLAMA