Orwell tego nie przewidział. Zawieszona dr Martynowska SPECJALNIE dla „NCz!”

Doktor Anna Martynowska.
Doktor Anna Martynowska. (Zdj. screen/YT/Media Narodowe)
REKLAMA

Za swoje wypowiedzi na temat COVID-19 została zawieszona przez sąd lekarski w prawach wykonywania zawodu. Już wiosną 2020 roku zapowiadała, że jesienią będą nadprogramowe zgony spowodowane lockdownem. Doktor Anna Martynowska specjalnie dla „Najwyższego Czasu!”.

Rafał Pazio: Jak na Pani życie osobiste i zawodowe wpływa decyzja sądu lekarskiego podtrzymująca zawieszenie w prawie wykonywaniu zawodu?

Dr Anna Martynowska: Decyzja wpływa przede wszystkim na nasze, wszystkich nas, życie osobiste. Żal mi pacjentów. Byliśmy tutaj jak rodzina. Jestem między nimi trzydzieści lat. Nie wiem, czy moi koledzy i koleżanki zwariowali, czy nie, ale to tzw. obecne leczenie to droga przez mękę. Kierowanie, na podstawie próby umówienia się na wizytę lekarską, od razu do kwarantanny, to jakiś horror. Orwell nie przewidział tego, co dzieje się dookoła.

REKLAMA

Czym decyzja sądu lekarskiego skutkuje w Pani życiu zawodowym?

Tym, że pacjenci stracili lekarza w tym tak ciężkim czasie przewrotu, przebiegunowania świata.

Co jest przede wszystkim wzięte pod uwagę w konkluzji decyzji sądu lekarskiego? Co skłoniło sąd do takiej decyzji?

Oficjalnie napisano w tym pierwszym wyroku, że nie wierzę w COVID-a i mówię, że nie ma pandemii. Generalnie wniosek jest taki, że stanowię bardzo duże zagrożenie dla pacjentów.

W swoich wypowiedziach wyraźnie Pani zaznacza, że nie chodzi o to, że nie ma pandemii, tylko nie pojawiła się choroba, której byśmy nie znali. Czyli tę chorobę lekarze znają?

Tak.

A co Pani sądzi o leczeniu amantadyną? Polacy mają ograniczony dostęp do leczenia COVID-19. Promowane są szczepionki. Nie ma rekomendacji rządu, jak można leczyć pacjenta – jest rekomendacja, że można się zaszczepić.

Już w ogóle nie mówi się o leczeniu. Nie bądźmy naiwni w kontekście tych zmian, które, jak się okazuje, zafundowali nam „starsi i mądrzejsi”. Nie mam doświadczeń z amantadyną. Natomiast te wszystkie przypadki, które są opisywane i wyleczone tym preparatem, ja do tej pory leczyłam objawowo, z powodzeniem, bez użycia tego specyfiku. Śmiertelność była mikroskopijna wśród mojej populacji z powodu powikłań po grypie. Przy przeziębieniach, które ludzie uważają za grypę, zawsze powtarzam, że gdybyście państwo mieli grypę, nie siedzielibyście przede mną, nie moglibyście chodzić. Nie ma tu nic nowego. To jest nowe, że świat tak się dał sponiewierać. Na szczęście nie cały.

Czy Pani próbowała leczyć zdiagnozowany COVID-19?

Miałam pacjentów z dodatnimi testami, które okazały się niewiele warte. Pacjent ciężko, terminalnie chory, który miał dodatnie testy, jakoś mi nie zapadł na to, co „starsi i mądrzejsi” dają do wierzenia jako COVID. Wrócił do zdrowia. U innych pacjentów test raz na plus, raz na minus, raz wątpliwy. W ciągu jednego ciągu testowań różnorodne sytuacje. Wystarczy tylko logicznie pomyśleć, żeby się zorientować, że te testy to ściema. Potem przyszły badania naukowe i wyjaśnienia.

Tutaj wielki ukłon w kierunku małżeństwa profesorskiego pani Polok i prof. Kowalskiego z polskiej strony, a z innych stron prof. Bhakdiego czy dr. Wodarga. To był pierwszy zagraniczny specjalista, który powiedział to, co widziałam w swojej praktyce. Uchronił mnie chyba od szaleństwa, bo człowiek jedno słyszy, a drugie widzi i nie wie, co z tym zrobić. Nastąpiło jednak logiczne wytłumaczenie tej całej historii oparte na naukowych faktach. Pierwszym z Polaków, który powiedział, że coś jest nie tak, był doktor Milewski na antenie Radia Wnet. Doradca tzw. prezydenta Dudy. Niedawno się z nim spotkałam i mu podziękowałam. Też uratował mi integralność umysłową.


PAKIETY W BIBLIOTECE WOLNOŚCI


Czy dzisiaj w Polsce przedstawiciele środowiska medycznego poszukują odpowiedzi na pytania dotyczące COVID-19? Czy raczej, jak wynika z Pani obserwacji, środowisko zostało sparaliżowane?

Dobrym określeniem jest to, że zostało sparaliżowane. Są wśród nas lekarze, którzy poszli w narrację covidową bezrefleksyjnie i bez końca. Zaszczepili się nie wiadomo czym. Człowiek logicznie myślący i mający wiedzę medyczną w coś takiego nie pójdzie. Jak głębokie musi być uszkodzenie wewnętrzne tych ludzi, że się zaszczepili. Ale większość to są ludzie trzeźwo myślący. Po cichu mnie popierają. Nie mam do nich pretensji, że nie mówią tego głośno. Nie mają może przodka góralskiego, harnasia, zbója. Ja chyba byłam genetycznie skazana na to wszystko.

Wiosną 2020 roku mówiła Pani, że pod koniec roku będzie dużo więcej zgonów niż w roku ubiegłym, o których dziś mówi się, że są skutkiem lockdownu. Cierpią i umierają jednak prawdziwi ludzie w bardzo konkretnych sytuacjach. Czy ta tendencja większej liczby zgonów nadal się utrzyma?

Górka będzie znowu w lutym, marcu, po sezonowym wzroście zachorowań na choroby infekcyjne. Przy tym narzuconym przez nie-rząd sposobie pracy lekarzy, teleporadach, będą się zdarzać ciężkie powikłania, których można by było uniknąć po infekcjach. Tu znów nasi najsłabsi przedstawiciele społeczeństwa odejdą w cierpieniach i beznadziei.

Czy Pani z nadzieją patrzy na przejawy buntu w społeczeństwie, chociażby pośród przedsiębiorców dotkniętych długotrwałymi ograniczeniami?

Otarłam się o wiele grup. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak jest ich dużo. Są ludzie zdrowo myślący, którzy działają, każdy na swoim polu. Jedni przygotowują, na razie teoretycznie, jakiś alternatywny pieniądz, inni alternatywny sposób produkcji i dystrybucji żywności. Są prawnicy, którzy udzielają pomocy prawnej tym zbuntowanym. Pan mecenas Stanisław Zapotoczny moją sprawę wziął bezpłatnie. Powiedział, że pro publico bono. Tak można te wszystkie grupy określić, pro publico bono. Nie da się pomóc tym ludziom, którzy, że tak powiem, zostali głęboko, wewnętrznie uszkodzeni propagandą. Sami tę pomoc odrzucają. To uśpione ofiary. Mój kolega określa ich bardziej dosadnie: „medioci”. To są nasi współrodacy, współbracia, często bliscy. Tu człowiek widzi tę beznadzieję, widzi, jak idą w przepaść i nie chcą dać sobie pomóc.

Często w Pani wypowiedziach wybrzmiewa taka refleksja o dewastacji naszej cywilizacji.

Według mnie, już żyjemy w nowej cywilizacji. Mówią, że to jest barbarzyństwo, że to nie cywilizacja. Dookreślmy. To cywilizacja barbarzyńska. Użyte sprytnie przez tych lucyferian słowa „w trosce o dobro wspólne” to słowa św. Pawła. Nawet nie mają swoich słów, określeń. Czerpią z naszych. Skoro nasza cywilizacja jest taka zła, dlaczego od nas podbierają? Niech sobie wymyślają swoje.

Czego się Pani spodziewa w najbliższych tygodniach? Mieliśmy bardzo silną propagandę szczepień, a nagle okazuje się, że szczepionek przywożą coraz mniej.

To może być przeciąganie sprawy, bo jest na rękę tym lucyferianom z rządu. Wtedy pojawi się narracja, że musimy nadal siedzieć w domu i jeszcze dołożą nam kolejne maski, bo nie ma szczepionek. Słuchałam wypowiedzi Witolda Gadowskiego, który dotarł do dokumentów o hucpie, jakiej świat nie widział. Żaden szanujący się profesor, a nawet taki lekarz jak ja, nie mógłby pacjenta czymś takim zaszczepić. To jest kryminał. Nie wiem, czy moje koleżanki i moi koledzy, którzy tak ochoczo przystąpili do tych szczepień, zdają sobie sprawę, że poniosą konsekwencje prawne powikłań. To, że pan Niedzielski ustalił, iż prawo nie działa, jeżeli się walczy z COVIDEM, to jest tylko politura. Producent nie bierze odpowiedzialności, rząd nie bierze odpowiedzialności. Jeżeli rodziny pacjentów pójdą do sądu, to kogo będą skarżyć? Tych właśnie moich kolegów i moje koleżanki, którzy tę procedurę stosują. Nikt ich wtedy nie wybroni.

Decyzje sądu lekarskiego dotyczą Pani życia zawodowego. Jak się Pani przygotowuje na przyjęcie takiego doświadczenia?

To przypomina działania mafijne. Mafia nie ma na celu dobra ogólnego. Ogół istnieje po to, żeby go wydoić. Mafia broni jednak swojego dobrego wizerunku, którego nie da się obronić. Uderzono we mnie dlatego, że na poparcie stawianych tez cytowałam gazety lekarskie, które sami sobie powydawali. To rozjuszyło tych ludzi.

rozmawiał Rafał Pazio


REKLAMA