
Po całej serii symbolicznych dekretów, mających na celu zaznaczenie zerwanie z dorobkiem prezydentury Donalda Trumpa, Ziutek Biden wrócił do tematu „ratowania gospodarki”. Obecny lokator Białego Domu stwierdził: „69% Amerykanów popiera mój plan”.
Dodał, że „kraj wcale nie jest tak podzielony, jak mówią”. Jego plan ma być wspierany przez ekonomistów „od lewicy po prawicę”. Chodzi o zwiększenie… wydatków publicznych, co ma pomóc gospodarce.
W grę wchodzi niebagatelna kwota 1,9 biliona dolarów, co Biden 16 lutego potwierdził i wezwał do szybkiego wprowadzenia palny w życie.
Mitch McConnell, przywódca republikanów w Senacie, uważa, że plan jest zbyt „rozrzutny” i zapowiada sprzeciw. Plusem rozrzutności Bidena będzie natomiast zjednoczenie mocno podzielonej „rodziny Republikanów”.
Joe Biden nie musi się jednak z nimi liczyć. Wystarczy mu poparcie Demokratów, którzy teraz kontrolują Izbę Reprezentantów i Senat.
Propozycja ma zawierać m.in. kolejną rundę „jednorazowych” transferów pieniężnych w kwocie 1400 USD na głowę.
Dodatkowe pieniądze mają trafić do „społeczności mniejszości”, czyli z reguły po prostu do wyborców Partii Demokratycznej. PiS z „500+” przy takim rozdawnictwie to „pikuś”.
Z wpompowywaniem pieniędzy w rynek można jednak przesadzić. Ze wzrostem oczekiwań inflacyjnych spadał np. kurs dolara. Inwestorzy też postrzegają politykę gospodarczą Bidena jako przesadną.