Pitoń: Nie trzeba być Nostradamusem, by przewidzieć, gdzie będzie kolejne „wielkie ognisko” koronawirusa [VIDEO]

Sebastian Pitoń lider
Sebastian Pitoń lider "Góralskiego Veta"/Fot. screen YouTube
REKLAMA

Lider „Góralskiego Veta” Sebastian Pitoń zwrócił się z apelem do przedsiębiorców z Mazur, aby nie dali się okraść z majątków i firm. Województwo warmińsko-mazurskie zostało bowiem zamknięte przez rząd pod pretekstem mniemanej pandemii, a region żyjący głównie z turystyki znalazł się w katastrofalnym położeniu.

Jak podkreślał Sebastian Pitoń, „działa, które były wymierzone” w Podhale, teraz się obróciły w stronę Mazur.

Jaka jest logika tego, to jest chyba oczywiste. Chciano nas okraść z majątków tutaj na Podhalu i na południu Polski. To się do końca nie udało, w związku z tym kolejni do okradzenia są ludzie z Mazur. To też jest perła polskiej turystyki – wskazał.

REKLAMA

Jak podkreślał, Mazurzy jednak nie są pierwsi w tym boju, więc mogą wyciągnąć wnioski z doświadczeń górali.

– Mazury mają dodatkowe szczęście, mianowicie burmistrz Mikołajek, pan Piotr Jakubowski, okazał się człowiekiem, który stanął po stronie ludzi. Niestety nasi wójtowie i burmistrzowie, mimo że wahali się, to koniec końców po naszej stronie nie stanęli – wskazał.

Zaapelował też, by mieszkańcy Mazur „przycisnęli” swoich włodarzy i przypilnowali, aby wytrwali oni w swoim postanowieniu stania po stronie ludzi.

– Nie trzeba być Nostradamusem, by przewidzieć, gdzie będzie kolejne „wielkie ognisko” koronawirusa. Myślę, że kiedy zbliży się lato, to koronawirus zaatakuje polskie wybrzeże, ponieważ to jest kolejna naturalna enklawa turystyki. Miejsce na tyle ważne, ciekawe i atrakcyjne, że warto byłoby je po prostu okraść – wskazał lider „Góralskiego Veta”.

Jak podkreślił, po przejściu mniemanej pandemii Polska będzie doskonałym miejscem dla rozwoju branży turystycznej. Teraz jednak należy robić wszystko, by ochronić tę branżę przed katastrofą i przejęciem jej obiektów w atrakcyjnych regionach Polski, jak Podhale czy Warmia i Mazury.

Dobre wiadomości

Pitoń przekazał także „dobre wiadomości”.

– Jeśli chodzi o kwestie medyczne, o kwestie pandemiczne, to można powiedzieć, że sytuacja jest już opanowana. Jak wiemy, na koniec roku 2020 miała miejsce wyjątkowa fala umieralności. Umarło dodatkowo 70 tys. Polaków i to były śmierci nie „covidowe”, tylko spowodowane paraliżem służby zdrowia. W tej chwili z danych GUS i ministerstwa cyfryzacji wynika ewidentnie, że umieralność w Polsce obniżyła się już, osiągnęła wyniki mediany. Znaczy to, że w roku 2019 umarło w pierwszych dwóch tygodniach lutego więcej osób niż w roku 2021 – mówił.

Bezsens maskowania

– Polski rząd uznał, że maseczki i przyłbice, które nosiliśmy do tej pory, nic nie dają. I okazuje się, że jest to prawda. Właśnie tak się składa, że wychodzi książka dr. Błochowiaka. Dr Błochowiak jest fizykiem, którego CV jest imponujące i z pewnością jego warsztat naukowy, jego kompetencje naukowe są niepodważalne – kontynuował dobre wiadomości Pitoń.

– Ta książka jest zebraniem wielu badań naukowych, poważnych, randomizowanych, potwierdzonych badań naukowych przeprowadzanych na dużych próbach, nazwijmy to ludzkich. Wynika z nich, że maseczki – różnego typu – (…) nie tylko te, które nosiliśmy do tej pory, jako urządzenie, które ma przeciwdziałać zakażeniu się czy też zakażeniu innych, nie działają. Ale też te (maseczki – przyp. red.), które są w tej chwili nam narzucane, czyli maseczki produkowane przez pana Kulczyka, one również, jako narzędzie, które ma nas zabezpieczać przed rozprzestrzenianiem się wirusów typu grypowego, są nieskuteczne – dodał.

– W związku z tym muszę powiedzieć, że moja postawa – osoby, która nie chodziła w maseczce – w żaden sposób nie okazała się groźna dla zdrowia publicznego – wskazał.

Presja ma sens

Jak mówił, „mnóstwo ludzi” pracuje w tej chwili na Podhalu, ponieważ otwarto wyciągi. – A czemu te wyciągi są otwarte? Wydaje mi się, że baliśmy się tego, że rząd nam te wyciągi po tych dwóch tygodniach próby zamknie. Ale najwyraźniej decyzja o zamknięciu tych wyciągów byłaby gorsza dla rządu niż decyzja o otwarciu – stwierdził.

Zdaniem Pitonia wynika to z tego, że kilka stacji na Podhalu otworzyło się już przed 12 lutego, czyli datą odmrożenia przez rząd. – Z tego, co słyszałem, gdyby rząd zakazał w tej chwili jeżdżenia na nartach i działania stacji narciarskich, to tych stacji, które by mimo tych zakazów były cały czas otwarte, byłoby jeszcze więcej – mówił. Jak dodał, „opór ma sens”. – Działanie tego typu, jak nasze, przynosi skutek – wskazał.

Źródło: 24tp.pl

REKLAMA