
Poprawni politycznie burmistrzowie i prezydenci europejskich stolic ścigają się w wyganianiu samochodów ze swoich ulic. Trwa tu swoisty wyścig. Teraz mer Paryża Anne Hidalgo rzuciła poważne wyzwanie…
Chodzi o likwidację 70 000 miejsc parkingowych w Paryżu. Jeśli taki Trzaskowski podejmie wyzwanie, to strach się bać, bo prostu miejsc do parkowania zabraknie.
Jak podaje „Le Figaro”, paryscy kierowcy już płaczą i zgrzytają zębami. W ostatnich latach zamknięto dla ruchu wiele ulic, wprowadzono strefy 30 km/h, zwężono główne arterie. Korki robią się nawet w dni świąteczne i niedziele, kiedy natężenie ruchu jest niewielkie.
Chodzi rzecz jasna o walkę z CO2, promocję transportu miejskiego i rowerów. Mer Anne Hidalgo chce pójść jednak jeszcze dalej. Le Figaro podało 4 marca, że ze 140 000 miejsc parkingowych we francuskiej stolicy zniknie połowa z nich i to jeszcze przed upływem jej kadencji w 2026 roku.
W sumie miasto „odzyska” odpowiednik powierzchni… 60 hektarów, oświadczył odpowiedzialny na merostwie za „zielony transport” David Belliard. Większość paryżan została zmuszona do pozbycia się prywatnych samochodów wcześniej.
Dlatego specjalnie nie dziwią wyniki ogłoszonej przez ratusz internetowej ankiety, w której 58% osób zagłosowało za propozycją wyeliminowania tych miejsc parkingowych. Sam nie zjem, to i drugiemu nie dam…
Gorzej z mieszkańcami banlieu, którzy czasami muszą się przemieszczać do Paryża. Dla mieszkańców przedmieść, zwłaszcza jeśli mają do załatwienia kilka spraw, samochód to ciągle wygodna alternatywa. Być może ocaleją wyposażone w silniki jednoślady. Skutery i motorowery to ciągle ulubiony sposób przemieszczania się młodzieży.