Sensacyjne wyznanie mistrza Błachowicza: po trzeciej rundzie zaniepokoiłem się! Oto co się stało

Mistrzowska drużyna. Od lewej: Izu Ugonoh, Robert Jocz, Jan Błachowicz, żona Jana, Dorota, oraz Robert Złotkowski. Foto: facebookowy profil Jana Błachowicza
Mistrzowska drużyna. Od lewej: Izu Ugonoh, Robert Jocz, Jan Błachowicz, żona Jana, Dorota, oraz Robert Złotkowski. Foto: facebookowy profil Jana Błachowicza
REKLAMA

Jan Błachowicz po pokonaniu Israela Adesanyi w pierwszej obronie mistrzowskiego pasa UFC w wadze półciężkiej przyznał, że Nigeryjczyk zaskoczył go siłą ciosu. – Jednak spodziewałem się, że będzie szybszy – ocenił „Cieszyński książę”.

Adesanya, który króluje w wadze średniej, zdecydował się na pojedynek z Polakiem w wyższej kategorii. Atutem Nigeryjczyka miała być szybkość.

Był wolniejszy niż się spodziewałem, ale za to jego ciosy były silniejsze niż myślałem. Te dwa aspekty mnie zaskoczyły – przyznał Błachowicz po pojedynku.

REKLAMA

Choć to Polak bronił zdobytego we wrześniu pasa, to faworytem sobotniej walki w las Vegas – także u bukmacherów – – był Adesanya.

Mnie to nie przeszkadza. W takiej roli mogę występować do końca moich sportowych dni. Mam satysfakcję, że ludzie, którzy stawiają na mnie u bukmacherów, cieszą się z wygranych – powiedział Polak.

Błachowicz przyleciał do las Vegas ponad dwa tygodnie przed walką. Towarzyszyła mu „stała” ekipa: żona Dorota, trenerzy Robert Jocz i Robert Złotowski, a także Izu Ugonoh, klubowy kolega, niegdyś kick-bokser i pięściarza, a teraz także zawodnik MMA. Przygotowania przebiegły zgodnie z planem. Jednak w trakcie pojedynku pojawił się kryzys.

Po trzeciej rundzie zaniepokoiłem się, bo oddech nie był taki jak powinien być. Jednak szybko się uspokoiłem i trochę zwolniłem tempo walki. Złapałem odpowiedni oddech i potem wszystko wróciło do normy – zdradził Błachowicz.

Polak przewyższał rywala w elementach bokserskich. Nigeryjczyk natomiast był górą, jeśli chodzi o technikę kopnięć.

Jego pozycja nie odpowiadała mojemu stylowi kopnięć, więc więcej boksowałem. To mi odpowiadało, choć wszystko rozstrzygnęło się w parterze, bo decydujące były zapasy – ocenił.

Mistrz nie miał czasu na świętowanie sukcesu w Las Vegas, bo w niedzielę o 10 rano lokalnego czasu zaplanowany miał wylot do Polski.

W hotelu czekała lodówka pełna piwa. Jednak prawdziwe świętowanie będzie w Polsce. Potem zamykam się na dwa tygodnie z rodziną na działce – zakończył Błachowicz.

NCzas/PAP/JAM

REKLAMA