Basiukiewicz: „Lockdown zabija. Należy zaakceptować ryzyko i żyć normalnie”

Dr Paweł Basiukiewicz. (Fot. Facebook)
Dr Paweł Basiukiewicz. (Fot. Facebook)
REKLAMA

Dr Paweł Basiukiewicz podzielił się na Twitterze swoimi doświadczeniami z pracy w oddziałach wewnętrznych i kardiologicznych. Jak podkreślał, niedobór łóżek respiratorowych to dla niego chleb powszedni. Problem ten występował od zawsze. Teraz jednak – w ramach „walki z koronawirusem” – dodatkowo sparaliżowano służbę zdrowia.

„Z pamiętnika:

Ukończyłem staż podyplomowy i uzyskałem prawo wykonywania zawodu lek. w 2004 r. Od stycznia 2005 r. pracuję w szpitalu w oddziałach wewnętrznym i kardiologicznym – typowych oddziałach, na które trafiają niewydolności oddechowe i niewydolności krążenia. To jest mój chleb powszedni od 2005 r. – zapalenia płuc, zaostrzenia POChP, zaostrzenia niewydolności serca, arytmie z dusznością, zaostrzenia astmy, zaostrzenia choroby wieńcowej (tzw. „ostre zespoły wieńcowe”)” – pisał lekarz.

REKLAMA

Jak podkreślał, przed erą koronawirusa, pacjenci z zapaleniem płuc trafiali głównie do oddziałów wewnętrznych – a nie zakaźnych. Leczyli ich więc „zwykli” interniści. „To interniści widzieli różne przebiegi zapalenia płuc i wiedzą, że etiologię potwierdzamy jedynie w 50%” – wskazał.

Lekarz odniósł się także do kwestii braku łóżek. Jak podkreślał, problem ten istniał od zawsze.

„Gdy zacząłem samodzielnie dyżurować w oddziale wewnętrznym na łóżkach bywało po 72 osoby a nawet więcej. W sezonach jesienno zimowych powszechne były tzw. dostawki czyli łóżka stojące na korytarzu, do których tlen przeprowadzano posklejanym przewodem z sali. Powszechne były sytuacje braku miejsc w oddziale wewnętrznym i kolejka osób z niewydolnością oddychania lub krążenia. Brak miejsc respiratorowych był (nadal jest) także codziennością. Wybory kogo leczyć a kogo nie leczyć to nie jest nowość w 2020 r. tylko codzienność lekarska w przypadku niedoboru środków odkąd pamiętam” – podkreślał.

„Mając jedno miejsce na OIT dla 85 letniego pacjenta z niewydolnością oddechową i 30 letniego ojca dwójki dzieci wymagającego respiratora decyzje podejmują się same. To nie jest jakaś nowa specyfika 2020 r. Zawsze był niedobór łóżek na OIT” – dodał Basiukiewicz.

Lockdown zabija

Lekarz zwrócił także uwagę, że do tej pory nierzadko nieznana była przyczyna zaostrzenia przewlekłej obturacyjnej choroby płuc (POChP). „Do oddziałów wewnętrznych trafiali pacjenci z tzw. „zaostrzeniem POChP” – czyli najczęściej infekcyjnym pogorszeniem przebiegu przewlekłej chorby płuc. Często gorączkowali i nierzadko nie wiadomo jaka była przyczyna zaostrzenia. Pacjenci z zaostrzeniem POChP kładzeni byli na zwykłych salach i musieli być leczeni. Nie stosowano barier w postaci pleksiglasowych przesłon, zamykania szkół i hoteli” – podkreślił.

„Do 70% zaostrzeń POChP wywoływane jest przez czynniki infekcyjne, http://m.in grypę, RSV, paragrypę, rhinowirusa, koronawirusy, bakterie. Na pewno zdarzyło się ( nie wiem jak często), że chory z POChP zaraził sąsiada wirusem grypy czy RSV” – dodał lekarz.

„Zakażenie w wyniku transmisji mogło mieć różny przebieg, najczęściej był łagody. Akceptowano to ryzyko i nikt tego nie kwestionował. Obecnie stosujemy różne obsesyjno kompulsyjne środki ochrony przed transmisją, a transmisja zachodzi mimo wszystko” – podsumował rok lockdownu.

„Dla mnie to jest powód aby zrezygnować przynajmniej z części środków „antytransmisyjnych”, gdyż to one wywołują paraliż ochrony zdrowia, co widać gołym okiem” – zaznaczył.

„Teza i zalecenie:
Lockdown zabija.
Lockdown ochrony zdrowia zabija tym bardziej.
Należy zaakceptować ryzyko i żyć normalnie.
Decyzje „lockdownowe” to decyzje zdrowotne o tyle, że wywołają potężne szkody zdrowotne (co widać).
Nie można dalej żyć w taki sposób” – podsumował dr Paweł Basiukiewicz.

Źródło: Twitter

REKLAMA