Niewidzialna władza deweloperów. Braun o największych problemach Rzeszowa [WYWIAD]

Grzegorz Braun w Sejmie.
Grzegorz Braun w Sejmie. (Fot. PAP)
REKLAMA

Miasto popadło w niewidzialną władzę deweloperów. I to stanowi problem. Nie w tym rzecz, żeby zatrzymywać się w rozwoju, ale rzecz w tym, żeby jedni nie rozwijali się kosztem drugich – mówi w rozmowie z „Najwyższym Czasem!” Grzegorz Braun, który będzie się ubiegał o prezydenturę Rzeszowa.

Jesteś  kandydatem w wyborach na prezydenta miasta Rzeszowa.

Kandydatem na kandydata. Wybory, które stały się tematem rozważań i pewnych przedwstępnych przeszeregowań, nawet nie zostały jeszcze ogłoszone.

REKLAMA

Ale pewnie dojdą do skutku, chociaż trzeba będzie zebrać podpisy.

Żeby je zebrać, muszę zacząć je zbierać. Nie mogę tego uczynić legalnie, zanim nie zarejestruje się komitet wyborczy. Ten nie może się zarejestrować tak długo, jak długo premier Najjaśniejszej Rzeczypospolitej nie raczy opublikować swojego zarządzenia. Wszystko, o czym rozmawiamy, to operowanie na poziomie przecieku na temat domniemanej treści projektu takiego zarządzenia.

Ale pada data. To podobno 5 maja.

Tak by wynikało, ponieważ biegną terminy. Wakat na urzędzie prezydenta miasta Rzeszowa zaistniał już przed miesiącem. W ratuszu zadomowił się komisarz rządowy, bo taka jest kolej rzeczy. Jak się zwalnia urząd pełniącego, rząd naznacza komisarza, ale ciągle nie zostało opublikowane zarządzenie. Nie wiemy, jakie są terminy rejestracji komitetu, kandydata, ile dni będziemy mieli na zbiórkę podpisów. O czym mówię pół żartem, pół serio, bo akurat nam te rzeczy, procedury niestraszne. My damy radę.

Jak masz zamiar uratować Rzeszów przed covidem i innymi bezeceństwami?

Żarty, żarty, a ja mam nadzieję, że to Rzeszów Was uratuje. Jeśli obronimy się w Rzeszowie, to może jeszcze Polska nie zginęła.

Z czym idziesz do wyborów, na co liczysz i jakiego nieba wyborcom uchylisz?

Żarty się skończyły. Zaczęła się akcja wyborcza, chociaż jeszcze nie proklamowana przez pana premiera. Piękne miasto Rzeszów, położone przed wojną w województwie lwowskim. Po drugiej wojnie światowej na skutek znanych państwu tragicznych okoliczności miasto pełni obowiązki Lwowa Rzeczypospolitej w jej aktualnym kształcie.

Jak by ładnie to miasto wyglądało, gdyby wyrzucić te dwa elementy: słynny pomnik, który kojarzy się różnym ludziom z różnymi rzeczami, oraz były gmach partii…

Żebyśmy tylko takie problemy mieli. Oczywiście rozmaite konkursy można i należy rozpisać. Najmniejszym z problemów Rzeszowa są pewne relikty peerelowskiej przeszłości. Poważniejszym problemem jest nieuregulowanie – przepraszam za to słowo, bo ono akurat brzmi groźnie – nieuregulowanie kwestii rozwoju urbanistycznego. Proszę mi wierzyć i mam nadzieję, że tutaj akurat nie muszę tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem, to znaczy zwolennikiem omnipotencji państwa i regulacji przez władze wszystkich dziedzin naszego życia. Dla zilustrowania tego problemu podam dane. Tylko 17 procent powierzchni miasta objęto do tej pory planami zabudowy. Natomiast inwestycje dokonywanie w śródmieściu, niestety trzeba powiedzieć, są ku większej dumie wielu, ale też ku utrapieniu wielu mieszkańców. To rozmaite, jak na linię zabudowy Rzeszowa, kolosy. Jeszcze może nie drapacze chmur, ale budynki, które w sposób dosłowny kładą się cieniem na wielu miejscach, zwłaszcza tam, gdzie Wisłok płynie. Otóż to wszystko było budowane w oparciu o tzw. WZ-ki, czyli dość prowizoryczne warunki zabudowy. Dlatego dzisiaj wielu rzeszowian przychyli się do tej opinii, że miasto popadło w niewidzialną władzę deweloperów. I to stanowi problem. Nie w tym rzecz, żeby zatrzymywać się w rozwoju, ale rzecz w tym, żeby jedni nie rozwijali się kosztem drugich. Plany zagospodarowania przestrzennego kontra WZ-ki.

Jeśli tylko 17 procent powierzchni obejmują plany, jest w tym jakiś problem, jakaś bieda. Wiadomo, że wszystkiego to nie rozwiąże, ale na pewno warto podnieść te wyniki. Kolejny problem dotyczy komunikacji w mieście. Rzeszów rozwinął się przez przyłączanie sąsiadujących gmin, części gmin i wiosek. Stąd zwiększył liczbę mieszkańców, która dosięga już teraz 200 tysięcy. Dodajmy do tego dziesiątki tysięcy studiujących, którzy przynajmniej do wybuchu pandemii przybywali do miasta i spędzali tam pracowicie wiele czasu. Miasto wyrosło, ale to również rodzi problemy, dlatego że przy całym uznaniu dla gospodarnego rozmachu poprzedniej prezydentury, wielu ludzi dostrzega zbyteczne skonfliktowanie miasta Rzeszowa z sąsiadującymi gminami. I niektórzy to przyłączanie skłonni są nazywać kanibalizmem podatkowym. Łykani są kolejni obywatele z przyłączanych wsi i miejscowości, zwiększa się suma zbierana w podatkach, ale pytanie, czy wszyscy są równie usatysfakcjonowani. Czy przypadkiem te pieniądze z podatków nie wsiąkają w śródmieście miasta z, powiedzmy sobie, może nie szkodą, ale brakiem pełnej satysfakcji tych, którzy te podatki rzeczywiście płacą.

Mówisz o planach zagospodarowania…

I to was w Warszawie kompletnie nie interesuje, A mnie interesuje, bo odrabiam lekcje w Rzeszowie. Jestem posłem stamtąd wyekspediowanym do Sejmu w Warszawie i to jest dla mnie temat. Was tu w Warszawie może to kompletnie nie zajmować, nawet dyskretnie możecie ziewać, kiedy o tym mówię. Mnie osobiście te rzeczy z każdym dniem coraz bardziej pasjonują.

To jest oczywiście ważne. Ale chodzi o coś innego. Zwróć uwagę na takiego prezydenta Trzaskowskiego w Warszawie. Czy on się zajmuje tymi jakimiś zagospodarowaniami, czy „Czajkami”? Ma to kompletnie w nosie.

Dlatego szambo wybiło.

Ale główny pomysł prezydenta Warszawy chyba był taki, żeby zrobić taką lewicową twierdzę i wstawiać wszystkie lewicowe pomysły. Może trzeba to zrobić à rebours?

Bardzo dobry przykład. Na tym przykładzie widzimy, że rzeczywistość miejska ma swoje prawa, że możemy wyżywać się w ideologizowaniu rzeczywistości, co jest pewną formą jej zaklinania. Ale rzeczywistość upomni się o swoje prawa, zaskrzeczy, szambo wybije. Dlatego myślę, że sytuacja w mieście Rzeszowie jest w tej chwili z każdym dniem, z każdym tygodniem coraz bardziej ryzykowna dla mieszkańców miasta i dla władzy, której może nawet by się podobało zarządzanie komisaryczne. Nasadzono już komisarza, oczywiście z aktualnego układu władzy. Taki paradoks. PiS nie miał wcześniej możliwości ręcznego sterowania miastem, nie miał większości w radzie. Większość mieli zwolennicy dotychczasowego prezydenta, pana Tadeusza Ferenca, zwanego przez niektórych asfaltowym szeryfem. PiS nie miał tej władzy. Teraz ją ma poprzez zarząd komisaryczny. Ale komisarz, jak sama nazwa wskazuje, jest z politycznego nadania. Wszystkiego nie ogarnie. Prędzej czy później jakaś rura pęknie.

Nie życzę tego nikomu, ale z zarządem komisarycznym trzeba jak najprędzej skończyć, przeprowadzając normalne wybory. Dlatego też to, co państwo tu w Warszawie możecie zrobić, to upominać się, żeby te wybory zostały wreszcie zarządzone. Mija miesiąc, a znamy pana Morawieckiego, specjalistę od niezwłocznego publikowania ważnych dokumentów. Niezwłoczna publikacja uzasadnienia wyroków Trybunału Konstytucyjnego zajmowała mu kwartał. Wzywajcie państwo rząd, premiera, bo to premier ma w ręku kluczyk do tego, żeby sprawy nie przewlekać, żeby wybory jak najprędzej zarządzić.

A jaka konkurencja się szykuje? Słyszałem, że w PiS-ie są niesnaski. Może z tego powodu ogłoszenie wyborów trwa już miesiąc? Z jednej strony jakaś pani, której nazwiska nie pamiętam, z drugiej pan Warchoł.

Pani wojewoda Leniart, która przez pierwsze tygodnie, a może nawet miesiące zasiadała w ławach sejmowych, ale wróciła do Rzeszowa i pozostaje tam na urzędzie wojewody. Także pan wiceminister sprawiedliwości Warchoł, który w dość dla niektórych – dla mnie może mniej – zaskakujący sposób…

Dostał inwestyturę.

Tak, inwestyturę, namaszczenie przez poprzednika na konferencji prasowej, właśnie przed miesiącem. Poważni gracze stają w szranki. Ja się temu przyglądam. Nie prowadzę dyskursu z wirtualnym przeciwnikiem dlatego, że jeszcze ani PiS, ani PO z przystawkami swoich kandydatów nie zdążyły zgłosić. Właśnie przestępują z nogi na nogę. Jakieś tam pojawiają się nazwiska na giełdzie. Ponieważ rada liderów Konfederacji podjęła jednogłośnie decyzję o poparciu mojej kandydatury w tych wyborach, w związku z tym uznaliśmy za niestosowne zwlekać z podaniem tego do informacji publicznej. My chętnie podejmiemy dyskusje o teraźniejszości i przyszłości z Rzeszowa z każdym. Szkoda zwlekać. Panie premierze! Proszę zarządzić wybory!

Co zrobi Platforma i pan Hołownia, który ma teraz mocne sondaże?

Ma też zaplecze i generalicję w tym zapleczu, a Platforma krwawi. Hołownia uprawia kanibalizm, tzn. przejmuje.

Kanibalizm – i to na żywca.

Tak. Ofiara jeszcze żyje, jeszcze się wije. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Konfederacja gra tutaj w otwarte karty, zwracając się, rzecz jasna, do wszystkich mieszkańców Rzeszowa – i tych, którzy wiedzą o nas, i tych, którzy świeżo się dowiedzieli o moim istnieniu, chociaż jako poseł służę miastu, jak mogę. Moje biuro poselskie jest dla państwa otwarte. Zapraszam. Słowackiego 8, opodal rynku.

A jaki miałeś wynik w Rzeszowie, bo pojawiają się komentarze, że miałeś dobry w okręgu, a w mieście gorszy.

Proszę jeszcze raz przeczytać i przyjrzeć się tym statystykom.

Niektórzy mówią, że sam Rzeszów jest bardziej „czerwony” niż otoczka.

Nie ma co się temu dziwić. Trzeba poznać historię Rzeszowa – bliższą i dawniejszą. Po tym, co miasto zniosło jeszcze od XVI-wiecznych pożarów, wcześniejszych najazdów, i po tym, co zniosło w XX stuleciu, i tak nad podziw się rozwija, rozkwita. Chciałem zauważyć, że to jedyne w Polsce miasto wojewódzkie o dodatniej prognozie demograficznej. Rzeszów jako jedyny się rozwija, gdy inni się zwijają. Bez niskiej satysfakcji, ale to fakt. Warszawa, owszem, pomnaża liczbę swoich mieszkańców, ale jedzie na sztucznym wspomaganiu, sterydach politycznych.

Ale ja apeluję do kandydata, żeby robił twierdzę prawicy, a nie zagospodarowanie przestrzenne.

To jest właśnie myślenie ideologa, nawet może doktrynera warszawskiego. Ale jest realizm człowieka, który zadomowił się w mieście, a którego nota bene jakieś tam rodzinne wątki Braunów też z tym regionem łączą. Wzruszyłem się podczas apelu, kiedy zagrano sygnał „Śpij kolego w ciemnym grobie” pod pomnikiem Lisa-Kuli, młodziutkiego pułkownika, awansowanego pośmiertnie do tego wysokiego stopnia. Wcześniej młodego oficera, piłsudczyka. Wzruszyłem się, ponieważ i mój stryjeczny dziadek Kazimierz był jego towarzyszem w walkach o Przemyśl w 1918 roku. A wczoraj tam składali przysięgę, czyli uroczyste przyrzeczenie, strzelcy, młodzież strzelecka.

Chwila wzruszająca, ale też z mojego punktu widzenia dramatyczna, dlatego że nie wiemy, do czego strzelecką młodzież zechce wykorzystać ta władza, która była reprezentowana przez prezydium Sejmu i wojewodę. I purpura, i generalicja. Wszyscy tam byli, oczywiście szczelnie zamaskowani. Nam udało się ożywczo strollować tę uroczystość, oddychając pełną piersią, w piękny dzień. Ale trudno się nie zadumać nad przyszłością. Co władza zrobi z tym zapałem patriotycznym młodzieży, ta władza, która – wracając do spraw centralnych – lekko abdykuje z suwerenności? Widzimy tego już nie zarys, tylko konkretny projekt w szumnie zapowiadanym planie odbudowy. Otóż ma on w sobie kij i marchewkę. Z jednej strony liczne gruszki na wierzbie, obietnice wielkich profitów, benefitów unijnych, ale jest drugi koniec tego kija, czyli abdykacja z suwerenności. Przyznanie Brukseli prawa do nakładania podatków na polskich obywateli i nałożenie na wszystkich Polaków obowiązku gwarantowania cudzych długów, na przykład greckich czy hiszpańskich.

rozmawiał Tomasz Sommer


Najwyższy Czas - tygodnik konserwatywno-liberalny.

REKLAMA