Świat „postępowej kultury” trzeźwieje? Mają dość „sekciarstwa” LGTB i feminizmu

Lil Mama Fot. Wikipedia
REKLAMA

Amerykańska czarnoskóra raperka i wokalistka Lili Mama (Niatia Jessica Kirkland) wezwała na Instagramie do powstania „ruchu na rzecz praw osób heteroseksualnych”. Ma być formą samoobrony przed zastraszaniem ze strony lobby LGBTQ+.

Artystka uznała, że osoby heteronormatywne powinny mieć możliwość obrony przed coraz bardziej totalną ideologią LGTB, a ich wybory życiowe powinny być również szanowane.

Rzecz jasna, od razu wylała się na nią fala hejtu.

REKLAMA

Lil Mama napisała m.in.: „Jest tak wielu ludzi, którzy boją się wyrazić swoją szczerą opinię, ponieważ jeśli to zrobią, to osoby LGBTQ + usłyszą, to co chcą usłyszeć i wyrwą ich wypowiedzi z kontekstu.”

Pójście raperki „pod prąd” zapowiadały już jej wcześniejsze wypowiedzi.

Niedawno krytykowała modę na zmiany płci przez osoby nieletnie, a nawet dzieci: „dzieci są zatem za małe, aby palić papierosy, (…) pić alkohol, uzyskać prawo jazdy, chodzić do klubu, bawić się, wypożyczyć samochód, ale wystarczająco duże, żeby zmienić płeć? To szaleństwo Ameryki”.

31-letnia raperka została natychmiast „transfobką”. Tłumaczyła, że „nie chciała nikogo skrzywdzić, ale chce powiedzieć swoją opinię, tak jak wszyscy inni”.

Podobne otrzeźwienie widać jednak i w Europie. Po skandalicznej gali Francuskiej Akademii Filmowej z przyznaniem Cezarów, aktorka Isabelle Adjani, dziennikarka Caroline Fourest i pisarka Rachel Khan potępiły „nowe formy cenzury” i „sekciarstwa” w świecie kina francuskiego.

Żenująca uroczystość pełna lewicowej agitacji politycznej i radykalnej polit-poprawności okraszone striptizem, wywołały niesmak. Trzy panie konstatują niemal upadek kina francuskiego. Ich opinie znalazły się w artykule opublikowanym w magazynie „Elle” w czwartek 18 marca.

Smutno konstatują, że „kino nie umie już łączyć ludzi”, a agitatorzy na scenie wygłaszali swoje monologi według znanych scenariuszy. Ich zdaniem pojawiła się też „nowa forma cenzury” – „zastraszanie i aktywizm niszczą naszą wolność pisania, tłumaczenia, rysowania, produkcji, czy interpretacji”.

Padły pytania – „czy trzeba być gejem, żeby nakręcić film o historii miłosnej między mężczyznami? Młodym ciemnoskórym, by przetłumaczyć poezje młodej Afroamerykanki? Czy biały musi zagrać następcę Arsena Lupina?” Artykuł kończy apel: „nie chcemy świata, w którym każdy musi przemawiać w imieniu swojej społeczności…”.

Źródło: Valeurs Actuelles

REKLAMA