„Sprawiedliwe podatki” według PiS. Jak wypadamy na tle innych państw? Płacimy jak najbogatsi

podatki, zmartwienie.
Obciążenia podatkowe - zdj. ilustracyjne. (Foto: Flickr/PAP)
REKLAMA

Zaledwie 170 proc. przeciętnego wynagrodzenia w Polsce wystarczy, by płacić najwyższą stawkę PIT. Tymczasem w Austrii w maksymalny próg wpadają tylko krezusi, zarabiający 22-krotność średniej krajowej. Polski resort finansów zapowiada zmiany. I chce „sprawiedliwszych podatków”.

– W Polsce mamy niestety tak ustawiony system, że procentowo to biedniejsi, ci, co mniej zarabiają, płacą więcej podatków niż bogaci. I tutaj będzie taki troszeczkę reset. Ci, co zarabiają mniej, będą procentowo płacić mniej podatku. A ci, co zarabiają więcej, będą też więcej płacić – zapowiadał niedawno Tadeusz Kościński w Polskim Radiu.

Enigmatyczna deklaracja wiele nie wyjaśniła, a tłumaczenia biura prasowego resortu, również przekazane zostały portalowi money.pl szyfrem – „system podatkowy powinien być bardziej sprawiedliwy” – dowiedzieli się dziennikarze.

REKLAMA

Obecnie najwyższa stawka PIT wynosi 32 proc. Aktualnie podatek taki płaci każdy, którego roczne dochody przekroczą 85 528 zł. W praktyce osoba, która zarobi np. 100 tys. zł za te ponad 85 tys. zł zapłaci 17 proc. daniny, a za niespełna 15 tys. zł 32 proc. podatku.

Dziennikarze portalu money.pl postanowili porównać jak polski system podatkowy już w tym momencie drenuje kieszenie obywateli, w odniesieniu do danin pobieranych w innych krajach.

„Porównanie jest o tyle trudne, że każdy kraj ma swój własny system. Niektórzy obliczają podatek od kwoty brutto, inni od całkowitego kosztu pracodawcy. Jeszcze inni mają unikalne ulgi lub zwolnienia podatkowe” – tłumaczy portal.

Porównanie zostało zestawione przy pomocy opracowania OECD. Raport w tej sprawie został opublikowano w ubiegłym roku. „(…) odnosi się do stawek nominalnych (te rzeczywiste mogą się różnić np. ze względu na ulgi, odliczenia czy kwoty wolne) z 2019 roku. Dane za ubiegły rok jeszcze nie są dostępne” – czytamy.

Okazuje się, że w Polsce najwyższa stawka podatkowa wcale nie jest rekordowa, ale jest jeden haczyk. W naszym kraju bardzo szybko wpada się w drugi próg. Wystarczy bowiem, że obywatel zarobi 170 proc. średniej krajowej. Dla porównania w Austrii bogaci zaczynają się od 22-krotności średniego wynagrodzenia, we Francji 16-krotności, 15-krotności w Portugalii.

„W wielu krajach OECD najwyższa stawka PIT przekracza 50 proc. Tak jest w aż 12 państwach. Nie powinno dziwić, że są wśród nich przedstawiciele Skandynawii. Liderem pod tym względem jest Szwecja. Tam najbogatsi nie mają łatwo. Wystarczy zarabiać 1,5 średniej krajowej, żeby państwo uznało takiego podatnika za krezusa. I zabrało aż 57,2 proc. dochodu” – czytamy.

Co ciekawe krezusem jeszcze łatwiej zostać w Belgii (1,1), Danii (1,3) i Holandii (1,4). Tam najwyższe progi podatkowe wynoszą kolejno 52,9 proc., 55,9 proc. i 51,8 proc.

Więcej niż połowę swoich pieniędzy zabierają najbogatszym rządy w Japonii, Francji, Austrii, Grecji, Kanadzie, Portugalii i Finlandii.

Najlepiej mają obywatele dwóch państw i to bardzo bliskich Polsce. Mowa o członkach grupy Wyszehradzkiej – Czechach i Węgrzech. Tam bogacze oddają w podatkach tylko 15 proc.

Poniżej 30 proc. płacą też na Słowacji, Litwie i w Estonii. Polska pod tym względem zajmuje ze swoimi 32 procentami siódme miejsce wśród sklasyfikowanych przez OECD krajów.

Nasz kraj jest w czołówce tych, które próg na najbogatszych mają ustalony na bardzo niskim poziomie (1,7-krotność pensji). Tutaj wyprzedzają nas tylko wspominane bogate państwa Beneluksu i Skandynawii.

Co ciekawe w Meksyku, żeby zapłacić 35 proc. podatku dochodowego trzeba zarabiać 26-krotność podatku dochodowego.

Reasumując – w Polsce bardzo szybko wpadamy w najwyższy próg podatku dochodowego. Sama danina jest na poziomie 32 proc., co oznacza, że płacimy więcej i szybciej wpadamy na wyższy próg niż Czesi, Węgrzy, Słowacy, Litwini czy Estończycy.

Dodatkowo, socjalistyczne wizje rządu zakładają podbicie wysokości podatku. Czyli będziemy żyć mniej więcej na poziomie Węgrów i Czechów, ale będziemy płacić tyle co obywatele najbogatszych państw.

REKLAMA