ProPiSowski tygodnik znów o trotylu na wraku Tu-154. Oficer BOR mówi, co naprawdę znalazł

Antoni Macierewicz, wrak Tupolewa Źródło: PAP, Wikimedia
Antoni Macierewicz, wrak Tupolewa Źródło: PAP, Wikimedia
REKLAMA

Na kilka dni przed rocznicą katastrofy pod Smoleńskiem bracia Karnowscy znowu przekonują, że na wraku tupolewa był trotyl. Z kolei były oficer BOR odsłania kulisy głośnej publikacji.

Z okazji 11. rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem wspierający PiS tygodnik „Sieci” braci Karnowskich przygotował materiał o trotylu na wraku maszyny, w której zginął Lech Kaczyński i 95 innych osób.

Według gazety włoskie Laboratorium Kryminalistyczne Korpusu Karabinierów odkryło na przesłanych z Polski próbkach materiały wybuchowe.

REKLAMA

Teoria, że samolot z bratem przegrywającego w sondażach prezesa PiS na pokładzie został wysadzony w powietrze powraca co jakiś czas.

Poseł Konfederacji Janusz Korwin-Mikke do sprawy odnosił się wielokrotnie i wskazywał, że jeśli ktoś miał interes w dokonaniu zamachu to nie Rosjanie, a ludzie szantażowani przez Kaczyńskiego.

„Ekspertom z Rzymu przekazano do analizy ślady zabezpieczone podczas sekcji zwłok i pochodzące z foteli polskiego tupolewa. Po badaniach w Rzymie wiadomo, że są na nich ślady trotylu oraz RDX (heksogenu). To potwierdzenie badań brytyjskich prowadzonych w Forensic Explosives Laboratory (FEL) w Kent” – przekonuje portal braci Karnowskich.

Autorzy rewelacji zaznaczają jednak, że materiały wybuchowe znaleziono wyłącznie na fragmentach pochodzących z rozbitej maszyny.

„Do włoskiego laboratorium przekazano również próbki gleby z okolicy wrakowiska. Chodziło o to, by się upewnić, czy znalezione na fragmentach samolotu materiały wybuchowe nie pochodzą z ziemi, na którą upadł. Zwracano uwagę, że to możliwe, bo w pobliżu położone są lotnisko i jednostka wojskowa. W badanej glebie ze Smoleńska niczego jednak nie było” – czytamy na wPolityce.pl.

Zamach, trotyl, czy wielkie oszustwo?

Sytuacja jest o tyle ciekawa, że portal braci Karnowskich już kiedyś powoływał się na eksperta, który miał odkryć trotyl. To były oficer BOR major Robert Terela.

Co warte podkreslenia, rozmówca portalu braci Karnowskich zaprzecza rewelacjom o trotylu. Mało tego, wskazał jak manipulowano, a wręcz oszukiwano czytelników.

„Dziennikarka wPolityce zadzwoniła do mnie, wypytywała o różne rzeczy, gdy byłem w biegu. Następnie opublikowała nieautoryzowany „wywiad”, w którym na dodatek zmieniła treść moich wypowiedzi. Mogę tylko dodać, że dziennikarze nieposiadający fachowej wiedzy często zmieniają kontekst precyzyjnej wypowiedzi, tak jak im pasuje” – tłumaczy oficer.

Major Terela został poproszony przez rodziny ofiar o pomoc w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy.

„W 2010 roku zgłosili się do mnie dziennikarze „Gazety Polskiej” Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski. Za ich pośrednictwem poznałem również Anitę Gargas. Już podczas pierwszych spotkań okazali mi części wraku prezydenckiego Tupolewa m.in. elementy poszycia, uszkodzone elementy szyb, blachy konstrukcyjne i inne elementy wyposażenia. Twierdzili, że zostały zebrane na miejscu katastrofy. (…) W 2011 roku wspomniani dziennikarze udostępnili mi elementy samolotu, z prośbą o przebadanie ich pod kątem mikrośladów i przeanalizowanie ich hipotezy. Na jednej z próbek spektrometr Sabre oznaczył grupę nitrową TNT (trotyl). Próbkowanie było jednak mało wiarygodne ze względu na duże obarczenie błędem badania. Było to spowodowane przede wszystkim faktem, iż badający, z racji wykonywanego zawodu, miał kontakt m.in. z trotylem” – wskazuje oficer w wywiadzie dla magazynu „Służby Specjalne”.

„Ponieważ nie było pewności, iż jest to wiarygodne badanie informację podałem jedynie w prywatnej rozmowie Bartłomiejowi Misiewiczowi, który był wówczas asystentem Antoniego Macierewicza, szefa zespołu, który badał niezależnie katastrofę. W czasie rozmowy wskazałem, iż może być to mylny odczyt. Jednoznacznie wskazałem również, że na tym etapie, w żadnym wypadku, nie może to być to dowód na udział osób trzecich. Burza wokół trotylu rozpętała się po nieodpowiedzialnej publikacji Cezarego Gmyza, który nie zwrócił się o wyjaśnienia do ekspertów, tylko oparł się na informacjach od jednego z prokuratorów” – dodał oficer.

Źródło: wPolityce / Służby Specjalne

REKLAMA