
Żartobliwie mówiąc, najlepszym dowodem na zdziecinnienie lewicowców są narzędzia, którymi operują.
Jak nie kredki, którymi wyrażają solidarność po zamachach terrorystycznych, jak nie przedszkolne akcje karteczkowe w stylu Sylwii Spurek albo Majki Ostaszewskiej, to inny podstawowy przyrząd szkolny, często wykorzystywany przez uczniów, mianowicie… gumka.
Ale bohaterowie tego tekstu są nieporównywalnie głupsi i bardziej infantylni od dzieci z podstawówki, bo dzieciaki wykorzystują gumkę, żeby zmazać nieprawdziwe informacje. Lewacy wymazują z niej informacje niewygodne.
U nas niedawno głośno było o tym, że poseł Gdula z Lewicy zaapelował o przyjrzenie się kultowej książce jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy – mowa o Sienkiewiczowskim „W pustyni i w puszczy”.
Pan poseł dopatrzył się w tym dziele „rasizmu, kolonializmu i patriarchatu” i aż dziw, że nie wymienił jeszcze jednym tchem antysemityzmu, faszyzmu i transfobii – jak to mają w zwyczaju przedstawiciele tego środowiska. Gdula zasugerował, że polskie dzieci nie powinny czytać dzieła Sienkiewicza, tylko książkę żydowskiego komunisty – Wiktora Woroszylskiego. To się samo komentuje. Za kilka lat zaczną proponować, żeby dzieci nie czytały przygód Koziołka Matołka, tylko dzieła zebrane Lenina, a zamiast „Quo Vadis” – „Manifest Komunistyczny” Marksa.
Ale tak jak ojciec posła Gduli żył według marksistowskich teorii, obowiązujących wówczas w sowieckiej Rosji – tak i pan poseł sam z siebie przecież takich idiotyzmów nie wymyśla, a jedynie powiela bezmyślnie wzory marksistowskie, które obecnie trawią swym nowotworem Amerykę. Tam szaleństwo nie ogranicza się już tylko do oszołomskich pomysłów ze strony jakiegoś nawiedzonego polityka, oj nie! – tam sprawy już dawno przeszły od teorii do praktyki. Komuś rasistowsko skojarzyła się nazwa i logo kultowego producenta ryżu? Wyciągamy gumkę, wymazujemy i tworzymy na nowo. Kupowany od wielu dekad syrop do naleśników i owsianka okazują się nagle za mało „woke” i za mało „black lives matter”? Gumkujemy.
Książeczka o przygodach zebry „utrwala niekorzystne uprzedzenia rasowe”? Gumka idzie w ruch, przestajemy drukować nowe wydania, eBay zabrania nawet kupować tę książeczkę dla dzieci za pośrednictwem swojej platformy – widocznie jest groźniejsza niż hitlerowskie „Mein Kampf” i nawołujące do przemocy dzieła Marksa lub Lenina, które można tam kupić bez problemu. Nie potrafimy stworzyć jakiegoś własnego, kultowego, gejowskiego i murzyńskiego superbohatera, który stanie się komiksowym idolem nowego pokolenia? Żaden problem – wyjmujemy gumeczkę i przerabiamy orientację, płeć albo kolor skóry tych już istniejących i popularnych.
Skunks z kreskówki emitowanej od 1945 roku nagle wydał nam się zbyt patriarchalny i gwałtopozytywny? Gumeczka w ruch, trzask, prask – był skunks, nie ma skunksa. Tylko smród pozostał. Króliczka Lola ma za duże cycki? Ciach, trach – zmniejszone. Produkowana przez firmę Hasbro zabawka Pan Bulwa, uwielbiana przez amerykańskie dzieciaki od 70 lat, nagle wydaje nam się zbyt męska i zbyt maczo? Gumkujemy. A na celowniku gumki Postępu znalazł się również Szekspir, gra planszowa „Monopol”, Kolumb, rasistowskie szachy, Waszyngton, matematyka… Ta lista nie ma końca, a każdy dzień dopisuje do niej kolejne podpunkty, jeden bardziej absurdalny od drugiego.
POLECAMY W BIBLIOTECE WOLNOŚCI
-
Grzegorz Braun, Tomasz Sommer – Nowa Normalność 2
-
Najwyższy Czas! – historia | idee | ludzie
-
Sławomir Mentzen – I kto tu jest szurem?
Jednym z pionierów gumkowania niewygodnych faktów był Józef Stalin – znane są perypetie z fotografiami, z których potem powycinano tych, których kazał w czasie czystki „powycinać” dyktator. A potem to już samo poleciało – towarzysze Sowieci wygumkowali w zbiorowej świadomości Polaków naszą prawdziwą tożsamość, żeby zastąpić wymordowane elity swoimi pachołami. Nie pasowała im odpowiedzialność za bestialską zbrodnię w Katyniu – więc użyli gumki i przepisali winę na Niemców. Po inwazji Hitlera na ZSRR potrzebna była przychylność Polaków – więc towarzysze wygumkowali fakt, że razem z tym samym Hitlerem dokonali inwazji na Polskę, i od tej pory przedstawiali się jako nasi „wyzwoliciele”. Przeszkadzali walczący o niepodległość żołnierze polskiego podziemia? No to dawaj, tawariszcz, gumkujemy. Tak wygumkowali, że do dzisiaj trudno ich szczątki zlokalizować.
Czasy się zmieniły, marksizm ewoluował od kwestii ekonomicznych do tożsamościowych i rasowych, ale tradycja gumkowania przetrwała i właśnie znowu wraca do łask, wkracza na salony. A nasi lewacy, jak zwykle – zero kreatywności, zero własnej inicjatywy i tylko ssą z zagranicy jak odkurzacz. Jak kiedyś wciągali ten pył z marksistowskiej Moskwy, tak teraz ciągną go z coraz wyraźniej marksistowskiego Waszyngtonu.
Choć z samym transportem komunizmu sprawa jest akurat szczególnie ciekawa – bo przecież żebyśmy mogli teraz wdychać ze Stanów jego spaliny, czyli żebyśmy mogli teraz go stamtąd importować na potęgę, najpierw „nasi” dzielni towarzysze musieli pomagać swoim radzieckim braciom w EKSPORTOWANIU czerwonej zarazy do Ameryki. Przeszczep się przyjął – późno, ale jednak. Operacja się udała, więc pacjent znajduje się w stanie agonii. A czerwony wirus teraz wraca do nas jak bumerang. I nigdy nie potrafię odmówić sobie przyjemności, by dotykając tego tematu, przypomnieć, że jednym z „naszych” czołowych i najbardziej zasłużonych eksporterów komunizmu do USA był Bolesław Gebert, ojciec Konstantego – prawej ręki Michnika w „Gazecie Wyborczej”. Tak tak, naszym rodzimym bojownikom o jedyną słuszną narrację tej informacji nie udało się wygumkować. JESZCZE się nie udało.
Razprozak
-
Odwiedź Bibliotekę Wolności i sprawdź interesujące pozycje!
-
Chcesz nas wspomóc? Możesz wpłacić dobrowolną kwotę na naszą fundację
-
Albo przekazać 1% podatku
-
Chcesz kupić e-wydanie „Najwyższego Czasu!”? Kliknij w poniższą okładkę