Gwałciciel z oko.press? Współpracownik redakcji i doktorant UW oskarżony o odurzenie narkotykami i wykorzystanie seksualne studentki

Zdjęcie ilustracyjne/pixabay
Zdjęcie ilustracyjne/pixabay
REKLAMA

Na portalu wyborcza.pl pojawił się artykuł, w którym opisana jest historia studentki Uniwersytetu Warszawskiego, zgwałconej przez doktoranta podczas wyjazdu integracyjnego. Mężczyzna jest współpracownikiem redakcji oko.press.

Jak przekazała PAP prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w jednostkach okręgu warszawskiego nie zarejestrowano postępowania, które dotyczyłoby opisywanego w mediach zdarzenia.

Sprawę na Facebooku opisał znany z manipulacji i skrajnie lewacki Studencki Komitet Antyfaszystowski. Podano pełne dane osobowe doktoranta, który miał dopuścić się przestępstwa wobec młodej kobiety. „Wobec nieskuteczności instytucji państwowych oraz opieszałości centralnych instytucji uniwersyteckich, a przy tym braku ich zainteresowania sednem sprawy, nie mamy innego wyboru niż publicznie napisać: X (tu dane doktoranta), doktorant na Wydziale +Artes Liberales+ Uniwersytetu Warszawskiego, jest gwałcicielem” – napisano.

REKLAMA

Oczywiście to całkowicie sprzeczne z prawem i ma wszystkie znamiona nagonki i samosądu.

Lewacki SKA opisał, że ofiara zgłosiła się do komitetu z prośbą o pomoc w lutym br., a do zdarzenia dojść miało jesienią ubiegłego roku. Na portalu wyborcza.pl ukazały się fragmenty wypowiedzi kobiety, która miała zostać skrzywdzona przez doktoranta UW.

– Koleżanki ostrzegały mnie przed nim. Wszyscy mówili, że wykorzystuje młode studentki, częstuje narkotykami, a w zamian liczy na seks. Nikogo tam nie znałam, byłam kompletnie sama. On niemal codziennie próbował ze mną rozmawiać, proponował narkotyki, ale odmawiałam i traktowałam go chłodno – powiedziała cytowana przez portal studentka.

Z relacji kobiety wynika, że „nie wypiła dużo, ale w pewnej chwili dziwnie się poczuła”.Ocknęłam się na łóżku w jego pokoju. Byłam zupełnie naga, moje ciuchy leżały porozrzucane wokół. Znów odpłynęłam, ale świadomość wracała co kilka minut. Gwałcił mnie do rana, aż jego współlokator zaczął dobijać się do drzwi – relacjonowała kobieta.

Studentka miała zostać wykorzystana jeszcze dwukrotnie.

Wyborcza.pl podaje, że komisja dyscyplinarna UW prowadzi względem doktoranta postępowanie w sprawie posiadania środków odurzających i obrotu nimi. „Jeśli w toku postępowania zostaną zasygnalizowane inne naruszenia, to takie wątki także będą podlegać wyjaśnieniu” – przekazała portalowi rzeczniczka prasowa uniwersytetu.

Dziennikarze portalu rozmawiali z pomawianym o gwałt doktorantem, który przekazał w rozmowie z „Wyborczą”, że według jego informacji studentka wyraziła zgodę na stosunek płciowy. SKA podał w czwartek na Facebooku, że po nagłośnieniu zdarzenia, do którego miało dojść jesienią ubiegłego roku, z doktorantem współpracę zawiesił portal oko.press, nie będzie on także w najbliższym czasie prowadził zajęć na wydziale „Artes Liberales” UW.

Sprawą, oczywiście, musi zająć się prokuratura. Jedna rzecz to oskarżenia wobec doktoranta, a druga samosąd i nagonka prowadzona przez lewacką organizację.

REKLAMA