Lockdownowa katastrofa. Rekordy upadłości w Polsce, a będzie jeszcze gorzej

Zdjęcie ilustracyjne, lockdown zatopi gospodarkę. / foto: Pixabay (kolaż)
REKLAMA

Przedłużające się obostrzenia w czwartym kwartale 2020 roku oraz pierwszym 2021 roku znalazły swoje odbicie w liczbie upadłości i niewypłacalności przedsiębiorstw – piszą w raporcie analitycy mBanku.

Rząd na każdym kroku chwali się, że Polska świetnie radzi sobie z koronakryzysem, a tarcze antykryzysowe uratowały miliony miejsc pracy.

Eksperci wskazują jednak, że dobre na tle państw zachodnich wyniki w kwestii chociażby niskiego bezrobocia to w rzeczywistości bomba z opóźnionym zapłonem.

REKLAMA

„Trwająca ponad rok pandemia i związane z nią obostrzenia sprawia, że coraz więcej przedsiębiorstw jest zmuszona do pewnej formy restrukturyzacji działalności lub ogłoszenia upadłości. Programy pomocowe utrzymują część przedsiębiorców na powierzchni, ale nie mogą zastąpić normalnego obrotu gospodarczego. Spodziewamy się, że po wygaszeniu pomocy ze strony państwa, liczba upadłości może wzrosnąć jeszcze mocniej, co powinno się odbić we wskaźniku NPL sektora bankowego” – czytamy w raporcie mBanku.

Na wysokim poziomie utrzymuje się „nowe postępowanie”, co wynika z regulacji w jednej z tarcz antykryzysowych. W praktyce oznacza to przesuniętą upadłość.

Lockdown najbardziej odbił się na rolnictwie i usługach.

„Największe pogorszenie miało miejsce w branży rolniczej w której mieliśmy do czynienia z 80 upadłościami, w praktyce może to jednak wynikać z nowych przepisów, które pozwalają przedsiębiorstwom rolnym na uproszczone postępowanie restrukturyzacyjne. Pogarsza się sytuacja w usługach, co jest zrozumiałe biorąc pod uwagę charakter obostrzeń. Kolejny kwartał rośnie liczba upadłości w branży budowlanej, uważamy jednak, że w drugiej połowie roku wraz z uruchomieniem środków unijnych oddech powinny złapać zarówno większe przedsiębiorstwa, jak i mniejsi podwykonawcy” – czytamy w raporcie.

Opóźnione tendencje

Analizę mBanku skomentował Tomasz Gessner z portalu Exeria.com.

„Po pierwszym, zeszłorocznym zamknięciu gospodarki przedsiębiorcy ratowali się państwowymi zapomogami oraz prywatnymi oszczędnościami. Z czasem te ratunkowe koła, przede wszystkim na poziomie własnych oszczędności, się wykruszyły. Z lekkim opóźnieniem, ale pomysł zamykania gospodarki zbiera więc żniwa w jej najbardziej newralgicznym miejscu. Można przyjąć, że podobne, opóźnione tendencje powinny być też widoczne na poziomie stopy bezrobocia (spora część miejsc pracy byłą sztucznie utrzymywana z uwagi na brak możliwości zwolnienia po otrzymaniu rządowej pomocy)” – nie ma wątpliwości Gessner.

REKLAMA