ONZ należy jak najszybciej rozwiązać. Na marginesie raportu o „wolności ciała kobiety”

Jedna z ilustracji raportu ONZ
REKLAMA

Międzynarodowe organizacje zostały już dawno zinfiltrowane przez rozmaite lewactwo i zajmują się narzucaniem tematów i rozwiązań, które mają wprowadzić nowy „ład świata”. Tak jest z UNESCO, FAO, czy WHO, co odsłoniła pandemia koronawirusa.

Kiedyś potężne Stany Zjednoczone w przypadku zbyt daleko idącego lewoskrętu przykręcały kurek finansowania i jakoś gorączkę lewaków studziły. Dzisiaj Waszyngton sam zachęca do „postępu”.

Najnowszy przykład to skandaliczny raport ONZ, według którego w 57 krajach jedna na dwie kobiety są pozbawiane „prawa do dysponowania swoim ciałem”. Rzecz jasna w tej nowomowie chodzi o zabijanie dzieci nienarodzonych i dysponowanie życiem innych, a nie żadnym „ciałem”.

REKLAMA

Wątpliwości budzi już sam tytuł raportu – „Moje ciało należy do mnie”. Wpisuje się doskonale w hasła femi-nazistek. Jest w nim o „łamaniu praw kobiet”. Można się zgodzić co do potępienia zjawisk przymusowej sterylizacji, wymogu testów dziewictwa, czy okaleczania narządów płciowych. Autorzy jednak „prawa” mocno rozciągają.

Wpleciono tu razem niepełnosprawnych, mniejszości etniczne, rasowe i… „orientacje seksualne” oraz „tożsamości płciowe”. Typowy zabieg dla tego typu propagandy.

W ich optyce „prawami” są antykoncepcja, czy właśnie aborcja. Za raportem stoi Fundusz Ludnościowy Narodów Zjednoczonych (UNFPA). Zajmuje się m.in. „planowaniem rodziny” i „zapobieganiem niechcianym ciążom”, zwalczaniem „przemocy wobec kobiet” i „promocją równouprawnienia kobiet”.

Hasła brzmią ładnie, ale rzeczywistość to promocja pigułek wczesnoporonnych, tzw. „prawa seksualne i reprodukcyjne”, globalna kontrola urodzin, legalizacja homoseksualizmu, walka z „nietolerancją”, itd., itp.

REKLAMA